Droga maratońska cz.1
Z każdym dniem zbliżam się do kolejnych potyczek, ale zanim dotrę do głównej batalii, chciałbym się z wami podzielić moją dwuczęściową historią maratońską. Jak wyglądały początki? Zapraszam do lektury :).
Moja droga maratońska rozpoczęła się 1-szego czerwca 2014 biegiem Wolności w Parku Śląski. Pamiętam, że biegło mi się przyjemnie, a zarazem
pierwszy raz zwiedziłem aż tyle zakątków Katowic ;). Biorąc pod uwagę moje
przygotowanie do debiutu (tak jak wspomniałem we wcześniejszym poście) , czas
3:34:45 był wymarzony. Dotarłem na mecie uradowany z planem na złamanie
magicznych 3h.
Po moim debiucie zwiększyłem kilometraż. Wplątałem dłuższe
weekendowe wybieganie, aż dystans 20km przestał być jakim wyzwaniem ;).
Niestety zanim dotarłem do jesiennej potyczki na Silesii Marathon poznałem życie z kontuzją. Dopadło
mnie przeciążenie związaną z gęsią stopką. Na kontrolnych półmaratonach (a
zarazem pierwszych oficjalnych) nadal
walczyłem ze zdrowiem. W dniu startu czułem się już nieźle, ale na poprawę
czasu było za wcześnie. Silesia jest trudnym maratonem (nie zapomnę podbiegu na
Spodek przed samym finiszem), ale ujął moje serce. Może to kwestia więzi terytorialnej,
ale jest to bieg, który organizacyjnie stoi na wysokim poziomie, a trasę ma cudowną :).
Na mecie mojej pierwszej Silesii :) |
By spełnić marzenia o sub 3h postanowiłem przepracować
porządnie zimę. Wziąłem na warsztat plan Skarżyńskiego na złamanie 3 godzin, by
w Krakowie pokazać moc. Uważam, że plan Skarżyńskiego jest wspaniały do wydłużenia
się pod dystans maratoński. Opiera się on głównie na biegach ciągłych i
robieniu siły biegowej. Kilometraż spokojnie zwiększałem, a treningi stały się
bardziej
Koniec pierwszego okrążenia. Zaczynają się kłopoty, ale fotka wyszła 😜 |
Korona półmaratonów. Naprawdę ładny medal :D |
Postanowiłem zmienić ponownie podejście do treningów. Podczas przerwy letniej wplątałem w swój trening kolejny
program- plan Greiffa. Głównymi jego punktami było wdrożenie długich interwałów, jak również weekendowe
wybiegania sięgające do 35km. U schyłku okresu przygotowawczego postanowiłem
wystartować w serii półmaratonów, a zarazem ukończyć koronę półmaratonów.
Był to świetny trening przed głównym
wyzwaniem, które odbyło się z początkiem października. Z samego rana ponownie
stanąłem na starcie Silesii Marathon :), aura zapowiadała ładny dzień. Po
przemarszu na start przy akompaniamencie orkiestry i pogaduch ze znajomymi, na sygnał ruszyłem z
przytupem. Biegłem znów według taktyki positive (jedyna słuszna ;P ), zwłaszcza
że warunki pogodowo-trasowe prognozowały łatwiejszą pierwszą część. Po paru
kilometrach stworzyłem grupę z dwójką biegaczy. Świetnie się nam biegło razem. Wspieraliśmy się w trudniejszych momentach i próbowaliśmy się wymieniać na
prowadzeniu (do dziś widuję się z Jurkiem na śląskich biegach). Od Muchowca
zaczęła się walka o utrzymanie tempa. Było coraz ciężej, tempo leciała gwałtownie, ale na szczęście
mieliśmy zapas. Pamiętam walkę na
podbiegu na Spodek. Nogi nie chciały już biec, ale zegarek nadal pokazywał
złamanie trójki. Musiałem walczyć ;). Po wspinaczce została mi już jedynie
prosta do Silesii... tak myślałem . Wyczerpane nogi cierpiały nawet na lekkim
przewyższeniu do mety, ale z daleka widziałem już upływające sekundy nad
zegarze. Już wiedziałem, że mi się uda :D. Choć na mecie byłem wykończony
(rzadko tak zajechany jestem), to przeszczęśliwy :D.Ostatnia prosta do marzenia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz