Jakim jestem typem biegacza?
Zbliża się dużymi krokami moja wiosenna batalia biegowa.
Każdy sezon zaczynam z pewnymi celami - marzeniami, dzięki którym wypełniam
swoje założenia treningowe. Ktoś by powiedział, że bieganie ma być frajdą i nie
należy kombinować. Zgadzam się J.
Odkrywanie nowych lokalizacji, spędzenie czasu ze znajomymi czy wybieganie
problemów jest wspaniałe, ale monotonia zabija każdą pasję. Dopiero trening
odkrywa przed nami nasze możliwości, a jako istoty ludzkie zawsze dążymy do
perfekcji ;).Cele są przeróżne: czasami to przebyty dystans, nowa życiówka,
ukończenie pewnej imprezy czy zmiana swojego trybu życia. Osobiście stawiam
sobie zawsze kilka zadań (ważne by ich zdobycie było ciężkie, ale osiągalne),
dzięki temu sezon jest zawsze zakończony optymistycznie J. W tym roku oprócz poprawy
życiówek, postanowiłem spróbować swoich sił w górach. Mam nadzieję, że znajdę
odpowiedź na pytanie z nagłówka.
Trasa do Rudzińca |
„Na początku będą pytać po co to robisz. Później będą pytać, jak to zrobiłeś”
Post zacznę od przejrzenia moje biegowe CV. Moja pasja zaczęła się pewnego ciepłego dnia,
prawdopodobnie wiosną 2012 roku. Minęło wiele czasu i pamięć się zaciera ;).
Moja siostra zaproponowała mi, aby wyjść z nią pobiegać. Nie wiem dlaczego, ale
się zgodziłem. Założyliśmy buty i ruszyliśmy nad jezioro, by po krótkim
odpoczynku połączonym z podziwianiem widoków wrócić do domu. Trasa nie była
wielka, bo jedynie 5 km, ale nie musiałem go przeplatać marszem ;). W tym
okresie życia, moją główną aktywnością fizyczną było weekendowa jazda na
rowerze oraz sporadyczne wypady na basen, a czas wolny spędzałem przed komputerem,
bądź nad serialami. Po pewnym czasie historia się powtórzyła, a już na jesień w
dni wolne od zajęć ruszałem w samotne podróże (również 5-cio kilometrowe).
Dlaczego biegałem? Nie wiem. Może chciałem poprawić kondycję, może sylwetkę, może
szukałem odpoczynku podczas pisania pracy magisterskiej, albo brakowało mi tego
uczucia po przebytym treningu. W kolejnym roku, wraz z przyjściem wiosny
zwiększyłem sobie dystans do ponad 13km. Zacząłem dwa razy w tygodniu biegać po
nowej trasie do Rudzińca. Bieganie zaczęło mnie powoli wchłaniać, ale nadal
wolałem jazdę rowerową ;).
Pierwsze zawody |
Jak znalazłem swoje pierwsze zawody? Dlaczego wystartowałem?
Nie mam pojęcia, ale postanowiłem przebiec się w charytatywnym biegu na 10km
dla WOŚP organizowanego przez Fundację „Biegamy z sercem”. Ruszyłem ostro i
wybiegałem 42:07, to nie był bieg tylko dla zabawy ;). Byłem zafascynowany
otoczką zawodów, rywalizacją oraz poczuciem prędkości. A na mecie wręczono mi
medal :).
Nagle wiosną wpadł mi do głowy projekt maraton, który przebiegłem w
dzień dziecka tego samego roku. Bez żadnego półmaratonu pośredniego, bez
żadnego maratońskiego treningu, bez żadnej wiedzy teoretycznej, a jedynie z
dwoma treningami około 20km i poczuciem chęci spełnienia marzenia. Pobiegłem
świetnie, choć w drugiej części musiałem trochę powalczyć ze samym sobą. Po
przekroczeniu mety dotarło do mnie, że ukończyłem maraton(wynik 3:36:40 z
międzyczasem w połowie 01:36:32). Posiadając
dzisiejszą wiedzą, nie wiem czy bym pobiegł. Czułem się silnie, ale
zarazem biegłem rozważnie. Nie byłem zaślepiony wynikiem, to był mój główny
atut, który pozwolił mi bezpiecznie dotrwać do mety. W tym miejscu chciałbym
udzielić Tobie drogi czytelniku wskazówki. Do maratonu trzeba się przygotować!
Należy wybiegać swoje kilometry, a najważniejsze to poznać swoje tempo
maratońskiego. Łatwo zaszaleć na początku, ale kolejne kilometry będą torturą.
Po debiucie maratońskim znałem już swoje braki. Większość na
mecie mówi: „nigdy!”, a w mojej głowie zrodziła się idea. Miałem marzenie,
projekt „sub 3h” :D. Zacząłem pierwszy raz naprawdę trenować bieganie (o
przebytych planach treningowych będę pisał w osobnym artykule). Uważam, że mój
rozwój biegowy był dobry. Zawsze powtarzam: „Zanim zaczniesz trenować, należy
swoje wybiegać i pokochać bieganie”. Ciężkie treningi potrafią zniechęcić ;).
O mojej drodze
maratońskiej będę jeszcze mówił przy innej okazji. W tym momencie chciałbym
przejść do lata 2015. Wakacje postanowiłem spędzić w Tatrach, ale tym razem
inaczej. Chciałem więcej zobaczyć, a moja baza noclegowa była w pobliżu
Krupówek. Nie nocowałem w schroniskach. Przekonał mnie komfort noclegu na kwaterze
z dostępem do mediów oraz pysznym jedzeniem na mieście w przyzwoitych cenach. W
jaki sposób miałem zobaczyć więcej? Prosto, przebywałem łatwiejsze wzniesienia
oraz trasę po Zakopanym biegiem ;). W ciągu kolejnych 5 dni wydeptałem wiele
kilometrów szlaków, by odwiedzić Dolinę Strążyską, Giewont, Mała Wysoka, Rysy,
Dolinę Kościeliska, Czerwone Wierchy, Kasprowy Wierch, Świnica, Dolina Pięciu
Stawów i na pożegnanie Gubałówkę. Było pięknie, uwielbiam góry. Pogoda była
różna, jak to w górach. Jednego dnia leżałem na szczycie czując ciepłe
promienie słońca na twarzy, by kolejnego
przedzierać się zalanymi ścieżkami czy uciekać przed burzą. Zamiłowanie
do gór przeszło na mnie zapewne od rodziców. Ojciec za młodu był miłośnikiem
gór, a nawet został przewodnikiem. Zapewnie tego powodu, za czasów dzieciństwa,
nasze wyprawy były kierowane w góry, lubiłem to :).
Pod koniec tego samego roku wybrałem się na pierwszą
wycieczkę biegową ze znajomymi z NR Gliwice. Przewodniczyła nam wspaniała
biegaczka Dominika, która udzieliła mi pierwszych górskich rad. W planie było
wtargać się na Skrzyczne i wrócić przez Malinową Skałę do Szczyrku. Był to mój
pierwszy bieg górski, choć traktowany na luzie -przyjacielska zabawa :).
Następnego roku postanowiłem zadebiutować na górskich
zawodach, a dokładnie zostać ultrasem. W sumie wystartowałem aż w 3 biegach:
Beskidzki Topór, Maraton Karkonoski i na zakończenie Chudy Wawrzyniec 80+. Każdy
bieg był inny, ale łączyło ich jedno -przeżyłem wspaniałą przygodę. Ultra to
inny świat ;). Kilometraż i przewyższenia sprawiają, że nogi na mecie są
miękkie, ale ogólnie człowiek się świetnie czuje, walczy głównie głowa.
„Kiedy Twoje nogi nie mogą już biec, biegnij swoim sercem”
Ogólnie powiem, że ultra biegi są dla mnie spokojniejsze,
serce nie wali jak opętanie, a na podbiegach można z czystym sumieniem przejść
czasem do marszu. Jest czas by spokojnie zjeść i uzupełnić płyny, więc nie ma
obaw o kolkę. A widoki są po prostu nieziemskie :D . Najbardziej urokliwe były
Karkonosze, a zwłaszcza Śnieżne Kotły :). Hmmm… z moich słów wynika, że
odpoczywałem tam. To nieprawda, walczę na każdym kilometrze o jak najlepszy
czas. Beskidzki Topór chciałem przetrwać (debiut traktuję ulgowo), a
wywalczyłem 6 lokatę i 1 msc w kat. M20. W Karkonoszach marzyłem o złamaniu 5h
i z małym luzem wykonałem plan zajmując 12 lokatę. Na ostatni mój bieg
zaplanowałem sobie złamanie 10h na ~84km trasie po Beskidzie Żywieckim. Jak
poszło? Plan wykonałem z kilku minutową rezerwą, a zarazem plasując się na 8
lokacie ;).
Jaka jest odpowiedź na pytanie z nagłówka?
A może góralem, ultrasem?
Zobaczymy, sezon pokaże ;P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz