Nadchodzi przedwiośnie.
Po styczniowych startach planowo miał się rozpocząć kolejny
cykl treningu zimowego. Nadszedł czas na rozpędzenie. Niestety plan się
wykoleił na samym początku. Piszczel, który już przed ZBM się odezwał, wymagał
odpoczynku. Intensywność i kilometraż treningów spadła :(, a w zamian częściej
kręciłem na rowerku podczas wizyt na siłowni. Zwykle siłownię traktuję
towarzysko, a czas na niej przeznaczam na wzmacnianie pozostałych partii ciała.
Balans trzeba zachować ;).
Bieg Twardziela |
Minęły kolejne 3
tygodnie od mojego debiutu anglosaskiego. Stan zdrowotny się poprawił, ale shin
split nadal dokuczał. Niestety czas się skończył. Planowe starty kontrolne
nadeszły. Na pierwszy ogień poszedł Bieg Twardziela (25 lutego), drugi bieg z cyklu GP Raciborza. Bieg odbywał się na terenie Arboretum Bramy Morawskiej. Ponad 6 kilometrów
leśnych ścieżek naszpikowanych podbiegami. Wystartowałem ambitnie i po 200
metrach wystrzeliłem na prowadzenie, lecz już pierwsza górka zweryfikowała moje
siły. Brakowało mocy w nogach. Była to kwestia łagodniejszych treningów, a może
jednak kwestia nie pełnej dyspozycji
zdrowotnej? Nie wiem, ale zamierzałem
walczyć o jak najlepszą pozycję :). Szarpałem na każdym podbiegu, a zbiegi starałem
wykorzystać maksymalnie (ten trening na pewno zaowocuje w przyszłości). Nagle
widzę w oddali labirynt i stawek... to okolica mety. Ostatni sprint i
przekraczam linię mety dopiero na 18 lokacie. Chociaż, że straciłem dobrą
pozycję w klasyfikacji GP Raciborza to jestem zadowolony ze startu. Przed
biegiem miałem obawy, że będę musiał kapitulować.
Z medami ;) |
Kolejnego dnia ruszyliśmy ponownie rodzinnie na bieg. Tym
razem Bieg Wilczym Tropem w Katowicach. Ostatnio nie byłem zadowolony z
organizacji gliwickiej edycji, więc postanowiliśmy zmienić lokalizację. Trasa
przebiegała na pętli po parku Kościuszki. Po odebraniu pakietu i spacerze po parku
nadszedł czas na rozgrzanie mięśni i znalezienie dobrej pozycji na linii
startowej. Po chwili na wystrzał ruszyliśmy. Trasa nie
była płaska, ale mimo to tempo na granicy 4 min/km nie było oszałamiające. Moje
możliwości są większe. Na 3 kilometrze spotkałem pierwszy mankament biegu,
którym był zbieg po serii schodów. Ciężko było trafić w rytm
stopni, więc zbiegałem po pochylni na wózki. Na końcu pierwszej pętli zostałem
poinformowany, że trójka biegaczy zakończyła rywalizację na krótszym dystansie,
więc nadal walczyłem o podium :). Niestety pozycję medalową utraciłem na 3
kilometry przed metą :(. A kiepski finisz wyrzucił mnie ostatecznie na 5
pozycję z czasem 35:49 na 9km. Za linią mety adrenalina puściła i poczułem, ile
kosztowało przeciążoną nogę te oba biegi :(. Po chwili odpoczynku zjedliśmy
sobie kołacza (miła odmiana od typowego posiłku regeneracyjnego), pstryknęliśmy
fotki i stwierdziliśmy, że idziemy do
Fabryki Kurtosza :D. Kurtosz wytrawny na miejscu i kolejny na słodko do kawy
były świetnym zakończeniem sportowego weekendu.
Minął półmetek. Jestem obecnie trzeci. |
Pierwsze kroki w biegu alpejskim |
Po kolejnym przepracowaniu tygodniu nadszedł czas na
weekend, czas na kolejny bieg :).
Tym razem wybrałem się w góry do Szczyrku na RMD Winter Run.
Chciałem spróbować kolejnego rodzaju biegu górskiego, a dokładnie biegu
alpejskiego (bieg ten składa się głównie z podbiegów). Na dystansie około 8km miałem zdobyć Klimczok
startując spod hotelu Orle Gniazdo, czyli czekało mnie ponad 500m przewyższeń.
Dzień zapowiadał się świetnie. Nie tylko dopisała pogoda, w końcu wyszło słońce
:), ale czułem się nieźle (może kończy się okres przeciążenia ;P ). Minęła
10:00 i niecała setka biegaczy ruszyła pod górę. Pierwsze dwa kilometry
asfaltem szybko zamieniły się błoto, by następnie znów spotkać śnieg ;P. Na
pierwszych czterech kilometrach do schroniska nazbierało się około 440 metrów
przewyższenia. To była dla mnie za dużo, musiałem przechodzić do marszu. Ale
kogo takie nachylenie nie zmęczy ;). Widok schroniska nie oznaczało końca
zabawy. Czekała jeszcze pętla zahaczająca o Klimczok :P. A dokładnie wpierw
podbieg wzdłuż trasy zjazdowej dla narciarzy ;).
Sprawnie poszła mi ta wspinaczka, a nawet miałem zapas by wygenerować
siły na krótki zbieg do schroniska .Bieg ukończyłem daleko, bo na 25 pozycji. Już na 3 kilometrze osiągnąłem pozycję, której nie potrafiłem zmienić do końca. Pokonanie tej trasy zajęło mi 50:28, całkiem nieźle :). Wniosek z biegu, brak mi mocy na podbiegach. Jak to określił znajomy: krótkie biegi górskie są mocno dynamicznie. Mimo to, przyjemnie było wrócić w góry i podziwiać te cudne widoki :).
Meta!! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz