środa, 8 marca 2017

Nadchodzi przedwiośnie.


Po styczniowych startach planowo miał się rozpocząć kolejny cykl treningu zimowego. Nadszedł czas na rozpędzenie. Niestety plan się wykoleił na samym początku. Piszczel, który już przed ZBM się odezwał, wymagał odpoczynku. Intensywność i kilometraż treningów spadła :(, a w zamian częściej kręciłem na rowerku podczas wizyt na siłowni. Zwykle siłownię traktuję towarzysko, a czas na niej przeznaczam na wzmacnianie pozostałych partii ciała. Balans trzeba zachować ;).
Bieg Twardziela
 Minęły kolejne 3 tygodnie od mojego debiutu anglosaskiego. Stan zdrowotny się poprawił, ale shin split nadal dokuczał. Niestety czas się skończył. Planowe starty kontrolne nadeszły.  Na pierwszy ogień poszedł Bieg Twardziela (25 lutego), drugi bieg z cyklu GP Raciborza. Bieg odbywał się na terenie Arboretum Bramy Morawskiej. Ponad 6 kilometrów leśnych ścieżek naszpikowanych podbiegami. Wystartowałem ambitnie i po 200 metrach wystrzeliłem na prowadzenie, lecz już pierwsza górka zweryfikowała moje siły. Brakowało mocy w nogach. Była to kwestia łagodniejszych treningów, a może  jednak kwestia nie pełnej dyspozycji zdrowotnej?  Nie wiem, ale zamierzałem walczyć o jak najlepszą pozycję :). Szarpałem na każdym podbiegu, a zbiegi starałem wykorzystać maksymalnie (ten trening na pewno zaowocuje w przyszłości). Nagle widzę w oddali labirynt i stawek... to okolica mety. Ostatni sprint i przekraczam linię mety dopiero na 18 lokacie. Chociaż, że straciłem dobrą pozycję w klasyfikacji GP Raciborza to jestem zadowolony ze startu. Przed biegiem miałem obawy, że będę musiał kapitulować.
Z medami ;)
Kolejnego dnia ruszyliśmy ponownie rodzinnie na bieg. Tym razem Bieg Wilczym Tropem w Katowicach. Ostatnio nie byłem zadowolony z organizacji gliwickiej edycji, więc postanowiliśmy zmienić lokalizację. Trasa przebiegała na pętli po parku Kościuszki.  Po odebraniu pakietu i spacerze po parku nadszedł czas na rozgrzanie mięśni i znalezienie dobrej pozycji na linii startowej. Po chwili na wystrzał ruszyliśmy. Trasa nie była płaska, ale mimo to tempo na granicy 4 min/km nie było oszałamiające. Moje możliwości są większe. Na 3 kilometrze spotkałem pierwszy mankament biegu, którym  był zbieg po  serii schodów. Ciężko było trafić w rytm stopni, więc zbiegałem po pochylni na wózki. Na końcu pierwszej pętli zostałem poinformowany, że trójka biegaczy zakończyła rywalizację na krótszym dystansie, więc nadal walczyłem o podium :). Niestety pozycję medalową utraciłem na 3 kilometry przed metą :(. A kiepski finisz wyrzucił mnie ostatecznie na 5 pozycję z czasem 35:49 na 9km. Za linią mety adrenalina puściła i poczułem, ile kosztowało przeciążoną nogę te oba biegi :(. Po chwili odpoczynku zjedliśmy sobie kołacza (miła odmiana od typowego posiłku regeneracyjnego), pstryknęliśmy fotki  i stwierdziliśmy, że idziemy do Fabryki Kurtosza :D. Kurtosz wytrawny na miejscu i kolejny na słodko do kawy były świetnym zakończeniem sportowego weekendu.
Minął półmetek. Jestem obecnie trzeci.
Pierwsze kroki w biegu alpejskim
Po kolejnym przepracowaniu tygodniu nadszedł czas na weekend, czas na kolejny bieg :).
Tym razem wybrałem się  w góry do Szczyrku na RMD Winter Run. Chciałem spróbować kolejnego rodzaju biegu górskiego, a dokładnie biegu alpejskiego (bieg ten składa się głównie z podbiegów).  Na dystansie około 8km miałem zdobyć Klimczok startując spod hotelu Orle Gniazdo, czyli czekało mnie ponad 500m przewyższeń. Dzień zapowiadał się świetnie. Nie tylko dopisała pogoda, w końcu wyszło słońce :), ale czułem się nieźle (może kończy się okres przeciążenia ;P ). Minęła 10:00 i niecała setka biegaczy ruszyła pod górę. Pierwsze dwa kilometry asfaltem szybko zamieniły się błoto, by następnie znów spotkać śnieg ;P. Na pierwszych czterech kilometrach do schroniska nazbierało się około 440 metrów przewyższenia. To była dla mnie za dużo, musiałem przechodzić do marszu. Ale kogo takie nachylenie nie zmęczy ;). Widok schroniska nie oznaczało końca zabawy. Czekała jeszcze pętla zahaczająca o Klimczok :P. A dokładnie wpierw podbieg wzdłuż trasy zjazdowej dla narciarzy ;).  Sprawnie poszła mi ta wspinaczka, a nawet miałem zapas by wygenerować siły na krótki zbieg  do schroniska .
Bieg ukończyłem daleko, bo na 25 pozycji. Już na 3 kilometrze osiągnąłem pozycję, której nie potrafiłem zmienić do końca. Pokonanie tej trasy zajęło mi 50:28, całkiem nieźle :). Wniosek z biegu, brak mi mocy na podbiegach. Jak to określił znajomy: krótkie biegi górskie są mocno dynamicznie. Mimo to, przyjemnie było wrócić w góry i podziwiać te cudne widoki :). 
Meta!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz