piątek, 30 czerwca 2017

Czerwiec


Postanowiłem dzisiaj podsumować swoje poczynania na czerwcowych trasach zawodów. Po udanym występie w ultra Beskidzki Topór postanowiłem, że należy wypocząć i aż do jesiennej potyczki nie będę biegł niczego dłuższego niż półmaratony. Jak wygląda harmonogram jesiennej potyczki? A to już niebawem się dowiecie. Jest ostro ;P.

W czerwcu postawiłem ponownie na mieszankę górsko-asfaltową. Hmm,  nadal nie jestem zdecydowany gdzie lepiej się czuję 😃. Przebiegłem w sumie aż 5 małych, lokalnych biegów. Słabsza obsada tych biegów pozwoliła mi przebić się do czołówki i walczyć o trofea. Na pierwszy ogień przyszedł Bieg Azotowy w Kędzierzynie-Koźle. Na trzech pętlach wokół hali widowiskowej miałem pobiec swoją życiową dychę. Wystartowałem jak zawsze, czyli z mocnym impetem, wyprzedzając czołówkę i prowadzać bieg przez pierwszą połowę okrążenia😜. Z czasem znów zacząłem zwalniać i walczyłem z tempem by utrzymać swoją obecną trzecią pozycje. Narastające zmęczenie i upalny dzień (nieźle znosiłem temperaturę, chyba przywykłem) powodował, że  po drugim okrążeniu zacząłem liczyć ile sekund mogę jeszcze stracić😜. Było dobrze, ale należało się sprężyć. Chociaż podkręcone tempo nie pozwoliło mi na finiszu dogonić rywala, ale przyniosło życiówkę 36:46  😁i 3 miejsce 😁. Po udanych zawodach wraz z ojcem uzupełniliśmy kalorie, a później ruszyliśmy tradycyjnie świętować w lodziarni.
Dekoracja na azotach

Nie ochłonąłem po jednym starcie, a już kolejnego dnia wyruszyłem do miejscowości Kozy po następne swoje zawody alpejskie 😄. Dziś w menu było 6,5 km na Hrobaczą Łąkę z 400 m przewyższenia. Start zlokalizowany był przy Pałacu Czeczów, ładny zabytek z przytulnym, lecz z małym parkiem. Na starcie spotkałem silnych zawodników z Zabrza, po krótkiej rozmowie wystartowaliśmy (wróciły wspomnienia z pierwszych wycieczek biegowych z Dominiką i NRG)😃. Nachylenie biegu nie było jakieś okropne i aż do ostatniej ścianki nie musiałem przechodzić do marszu. Już po pierwszym kilometrze bieg się rozciągnął (był to szybki bieg) i za wiele rotacji w czołowych pozycjach nie było. Ja walczyłem z jednym z miejscowych chłopaków o 5 pozycję. Gdy już myślałem, że w końcu uzyskałem wystarczająco przewagę nad nim, wyrosła przede mną wcześniej wspomniana ścianka😖. Niby tylko kilkaset metrów do mety, ale to nie było nachylenie dla mnie, musiałem powalczyć Gallowayem😧. Walkę skończyłem po 34:55 z 6 lokatą, ale pierwszą w kategorii wiekowej 😀. Najśmieszniejsze, że luźny zbieg na start zajął mi tyle samo czasu co wbieg. Końcówkę udanego weekendu spędziłem w cudnym towarzystwie przy widoku na Beskid Śląski.
Pałac Czeczów w Kozach


Na następne zawody wyruszyłem wraz z rodziną w długi weekend czerwcowy. Lukę tygodniową w 58:09 i 9 lokatą i 2msc w M20. Tradycji nie mogło zabraknąć, więc po posiłku regeneracyjnym, ruszyliśmy świętować do lodziarni. A na koniec dnia i cudnego weekendu, dobić się porządnym i smacznym obiadkiem w Kryspinowie😋.
zawodach wypełniłem swoim ulubionym treningiem, czyli długim niedzielnym wybieganiem😁. Cudnie tak lecieć przy ładnej aurze obok jeziora, przez lasy i pola😁. Dobra, wróćmy do mojego startu. Pojechaliśmy tym razem do Niepołomic, tuż za Krakowem. Miasteczko posiada ładny pałacyk, przy którym zlokalizowany był start i meta, a trasa przebiegała w większości po pobliskiej puszczy. Plan był prosty, utrzymać swoje tempo półmaratońskie z ubiegłorocznego Wrocławia. Tak mnie natknęło podziwiając nocne wyczyny znajomych😄, w tym miejscu chciałbym ponownie gratulować każdemu wyniku😄. Na pierwszych kilometrach asfaltowych nadrobiłem parę sekund. Które zacząłem tracić na leśnych duktach puszczy. Który byłem? Nie zastanawiałem się, bo początek był wspólny dla obu biegów (zawody odbywały się na dystansie 8 i 15km). Próbowałem trzymać pozycję i tempo. W połowie trasy mijaliśmy tory kolejowe. Po wyjściu z tunelu spodziewałem się lekkiego wbiegu, który pokonałem żwawo, lecz kolejna górka mnie zaskoczyła.😕 Niby tylko 500m, niby tylko 6-7% nachylenia, ale sekundy uciekały. Wiedziałem, że tempa 3:48 min/km do mety nie uciągnę. Nagle za 11km poczułem nagłą radość i przypływ sił😄. Postanowiłem wyprzedzić rywali, do których sukcesywnie zacząłem odrabiać straty. Jeszcze przed ponownym wbiegnięciem do puszczy, wyprzedziłem drugą zawodniczkę zawodów i pognałem w głąb lasu za kolejnym rywalem. Nagle wyłania mi się przede mną kościół, już blisko meta, a ja mam tylko ok. 4 sekundy straty😕. Postanowiłem nie przegrać tego pojedynku😎. Po chwili docieram do rynku, na którym zrównuję się z rywalem. Z boku tylko słyszę doping „Kuba!!”, ale to już tylko ok. 300 m finiszu. Lecę na pełnym gazie i kończę zawody zwycięskim finiszem (chyba pierwszym w życiu) w czasie  58:09 i 9 lokatą i 2msc w M20. Tradycji nie mogło zabraknąć, więc po posiłku regeneracyjnym, ruszyliśmy świętować do lodziarni. A na koniec dnia i cudnego weekendu, dobić się porządnym i smacznym obiadkiem w Kryspinowie.
Ostatnie metry w Niepołomnice

Nadchodzi ostatni weekend czerwca, który postanowiłem zacząć od mistrzostw w biegach górskich w Bielsku na dystansie półmaratonu (a tak naprawdę na 25km trasie)😋. Trasa Dębowiec- Szyndzielnia- Klimczok- Błatnia- Dębowiec urokliwa, ale ciężka 😃. Podejścia były mocne i rywale 
Klimczok :)
zaczęli mi uciekać już na Szyndzielni. Na odcinku do Klimczoka zrobiło się ciut łagodniej, dzięki czemu udało się dogonić jednego z rywali. Rzut okiem na piękne widoki, łyk izo i lecę w dół. Widok z Klimczoka przypomniał miłe wspomnienia ze wcześniejszych wypraw😆, piękna górka😆. Na zbiegu do Błatniej mijam rywala i do schroniska dobiegam w okolicy piątego miejsca. Czas szybko leciał, a ja czułe, że dziś nie mam optymalnego tempa😩. Od Krzywej Chaty zaczyna się ostatnie strome wejście. Z daleka widzę, że dochodzę kolejnego rywala, więc rzucam resztkami sił. Nagle trafiam na rozjazd szlaków na 20km. W lewo taśmy, a w prawo zielone strzałki z farby😥. Hmm, bez myślenia lecę za farbą i okazuje się to błędem😠. To był szlak zawodów rowerowych i ląduję na kolejce na Szyndzielni. Na szczęście drogę do zielonego szlaku znałem, ale jeszcze nie wiedziałem ile straciłem. Lekko zirytowany zaczynam ostatni zbieg do mety, a zaczynam go od pierwszej w życiu górskiej gleby😩.  Gleba mnie chyba trochę oprzytomniała i spokojnie dolatuje na finisz na halę pod Dębowcem. Okazuje się, że straciłem około 5 minut i po 2h i 31 minutach kończę bieg na 10 pozycji. Tuż za podium w wiekówce😢.  Na szczęście czas na mecie minął miło, więc za bardzo nie torturowałem się myślami😃😃😃.  Dziękuję za towarzystwo i wiele uśmiechu😃😃.
Start spod hali

Rada: Na biegach górskich trzeba myśleć aż do mety, nie ważne jak się jest zmęczony. Czasem nawet warto stanąć. Druga rada, przygotujcie się do biegu, przejrzyjcie trasę. Ja wlazłem już w rutynę i znów mnie to zgubiło.😡

Początek drugiego okrążenia
Kolejnego dnia wyruszyłem wraz z rodziną do Godowa. Niby mała mieścinka, a tu stadion z tartanową bieżnią😃. Przed biegiem zaczynam lekką rozgrzewką. Nogi ciężkie, oba biodra się odzywają, a reszta nie lepsza😕. Zastanawiam się, co ja wogóle tu robię😕. Dobra wybija godzina startu, zmotywowany dopingiem rodziny ruszam na trasę. Do pokonania dwie pętle, gdzie pierwszy kilometr to asfalt, a później 2 kilometry wzdłuż Olzy. Jak zawsze wystrzeliłem i aż do lasu prowadziłem. Nie wiedziałem co robić? Gdzie rywale? Ciut przed lasem dogania mnie pewien chłopak i zaczynam zanim biec. Ciężko było. Trawa bardzo nierówna, wąska ścieżka nieumożliwiająca wyprzedzanie, a co chwila wyskakiwały spore dołki za nóg rywala, które wybijały z tempa. Tempo spadło, ale dystans między kolejną dwójką trzymaliśmy. Na koniec okrążenia pojawia się wcześniej wspomniany tartan, gdzie mijam rywala i znów prowadzę aż do końca asfaltu😃. Tuż przed wąską ścieżka, znów mnie mija i nie mam możliwości wyprzedzania. Mądrze się bronił, a zmęczenie spowodowało, że straciłem w końcu jakieś 50 metrów. Przewagi już nie zniwelowałem, ale zarówno utrzymałem spokojnie przewagę nad kolejnym rywalem. Radosne ostatnie okrążenie wokół stadionu i witany przez rodzinę mijam jako drugi linię mety😁. W wyniku, że były dekorowane tylko kategorie wiekowe, zajmuje pierwsze miejsce w M20. Po chwili na metę dociera szczęśliwy ojciec😃. Zawody można zaliczyć do udanych, dziś fajny czas był niemożliwy do osiągnięcia. A po biegu co mógł zrobić łakomczuch?  Poszliśmy na świderki lodowe😜.



Czerwiec był niesamowity, dawno nie miałem takiej serii udanych biegów. Ostatnio czuję ogromny napływ sił i radości. Z danych statystycznych wychodzi, że pierwsze półrocze kończę aż z 21 startami. Sporo, bym powiedział nawet- za wiele. Może czas wziąć chwilę oddechu w szykowaniu formy na jesień. Trzymajcie kciuki, bym się nie połamał, bo obawiam się walki z przeciążeniami
Miesiąc kończę z 429km, nie jest źle :P
Czerwcowa kolekcja