Gdańsk maraton
Nadszedł dzień próby. Testowa
dziesiątka i półmaraton nie wyszedł po mojej myśli, ale byłem pozytywnie nastawiony. Jedyny
asfaltowy maraton na wiosnę , więc trzeba było zaryzykować :). Czas odpalić potencjał, który we mnie siedzi, może się uda :).
Mała zapowiedź końca relacji ;P |
Do Gdańska przyjechałem dzień
wcześniej nocnym busem . Miałem w planie pozwiedzać sobie Stare Miasto, a może i więcej. Dawno
już nie byłem nad morzem polskim, a jak już się biega to należałoby zwiedzić
ten nasz kraj ;P.
Stare miasto nad Wisłą |
Widok z więzy bazyliki mariackiej |
postanowiłem wejść jeszcze na
wieże bazyliki, najwyższego kościoła ceglanego w Europie. Nawet nie wiedziałem,
jaki czeka mnie trening siłowy, ponad 400 schodów. Ahhh by się wbiegało tam codziennie,
ale może nie dzień przed głównym startem ;P.Po dotarciu na sam szczyt ujrzałem nieziemską
panoramę. No dobra, stocznie psuły lekko widok ;).
Nawet nie wiem kiedy zleciało 4h,
nogi czuły kilometry, więc nadszedł czas na posiłek- pierożki drożdżowe z pieca
:). Czas zaczął coraz szybciej uciekać, już 15. Nadeszła pora odebrać pakiet
startowy w biurze zawodów, który zlokalizowany był na amberexpo przy stadionie.
Po sprawnym odebraniu zestawu i wysłuchaniu przy okazji koncertu Meza (miał
jutro startować, nawet się zastanawiałem czy z nim nie pobiec), ruszyłem na
hale noclegową. Na wieczór w planie jedynie była msza i pizza że Stachem
(pierwszego muszkietera już spotkałem ;) )
Kolejny poranek znów rozpoczął
się dosyć wcześnie. Pobudka o 6, by spokojnie zjeść swoje
zawiózł nas po 7 na halę. Jeszcze
było kupę czasu, stresik się pojawiał, ale przeleżałem go na leżaczku plażowym ;P. Chwilę
przed startem pojawił się ostatni muszkieter- Kamil. Zabrzańska ekipa była
gotowa do batalii :D. Pogoda pod względem temperatury była fajna (choć jestem fanem
słońca), gdyby nie te powiewy powiedziałbym idealna, ale
zobaczymy co nam dzień przyniesie.
O 9:00 wybiła godzina prawdy,
plan spokojnie ruszyć runął po pierwszych metrach. Ruszyłem za Stachem, ale ten
to zrobił otwarcie. Pierwsze kilometry przebiegały przez stadion
Zwiedzam Europejskie Centrum Solidarności ;P |
Energii, a dokładnie przy samej
płycie boiska (fajny manewr). Kolejny cel trasy przebiegał przez Europejskie Centrum Solidarności.
Tak przez środek muzeum ;-), a wylatywaliśmy słynna brama stoczniową (wczorajsze
zaległości w zwiedzaniu nadrobione). Przeanalizowałem dane i stwierdziłem, że
tempo biegu było świetne, a przed mną pojawiły się znane mi regiony, stare
miasto. 10km pękł po 38:43. Tempo jak na biegu wiosennym w parku śląskim, co ja
robię? Proste, lecę na chorej ambicji i wierze, że forma nie zanikła i jest
gdzieś w głębi mnie. Przecież czuję się już całkiem dobrze :). Po chwili dotarłem
w końcu do pierwszej przeszkody, długa prosta pod wiatr. Na
szczęście znalazła
się fajna grupa, z którą przy
kolektywnej pracy trzymaliśmy mocne tempo. Niestety przy nawrocie straciłem kontakt, ale w połowie
odnotowałem czas 1:22:05. Poprawiony półmaratoński czas 2017 z Marzanny. Znów w
głowie pojawia się myśl: co ja robię? Koniec myślenia, ruszam po 2:45, do musi
być mój dzień. Chwyciłem się kolejnych dobiegających mnie biegaczy, by znów
wytrzymać bieg pod wiatr. Przed wbiegnięciem
do parku Reagana udało dogonić się Stacha, lekko się zdziwiłem. Nawzajem się zmontowaliśmy i
następnie każdy ruszył swoim tempem. Myślałem, że jeszcze odżyje, przyciśnie i
ruszy ze mną. Niestety zaszalał na początku za mocno. 30km->1:57:30, tak
dziś był mój dzień, ale powoli czułem że tempo mi próbuje uciekać ☹.
Park Reagana przebiega wzdłuż morza. W końcu zobaczyłem znów Bałtyk. Ostatni
raz tu byłem chyba około 20 lat. Ale koniec podziwiania, ostatnie 10 km, a ja
odczuwam, że nadchodzi kryzys. Czuję ,że nogi są zmęczone. Raczej wychodzą
braki w długich wybieganiach przez okres kontuzji, ale te 4 min/km próbuje utrzymać. Mija
32km, a czas się sypie. Muszę złamać 39 na 10, by myśleć o 2:45 - > ojj będzie ciężko.
Próbuję ruszyć ostatni raz, ale kiepsko to wychodzi. 35km wybija mi 2:17:58
(27min na 7.2km, czyli 3:45min/km ->
pozamiatane). Chociaż nogi coraz ciężej
walczyły, to wdrapanie na most na 37
nieźle poszło i została tylko nawrotka.
Słowo „tylko” jest za lekkie. W nogach zacząłem odczuwać stan przed
skurczowy, a dodatkowo po nawrocie ostatnie kilometry były znów pod wiatr.
Postanowiłem nie odpuszczać, czułem że mam dobrą pozycję, a czas mogę wykręcić
niesamowity. Kolejne osoby zaczęły mnie finiszować, a szarpanie za nimi
dowiozło mnie pod expo. Mijam bramkę startową i wiem że już niecały kilometr.
Czuję coraz większą euforię, ale postanawiam wywalczyć sub 2:48. Po paruset
metrach ostatni zakręt, wbiegam do hali i widzę na zegarze mijające sekundy, ale ja już wiem: „MAM TO”!!!
Wylot ze starego miasta. |
Park Reagana, miło było zejść z asfaltu na chwilkę |
Most na 37. Z prawej metą w zasięgu ręki, a jeszcze tak daleko. |
Z
radości wbiegam z rękami ku górze, Gdańsk przynosi nową życiówkę i to
poprawioną o ponad 5 minut. Mam 2:47:57!!!!
Dobra emocje opadają wraz z
ogromnym medalem nałożonym na szyi :). Czas się regenerować, ale moje łydki
drżą. Ojj , dobrze myślałem, że łydy walczą, że skurczami. Nawet jest za ciężko
by się rozciągnąć, postanawiam zalać organizm izo (solami) i z drożdżówką w
łapie idę do masażystów ;P. Niesamowite, chwila masażu tak mnie odmieniła, że
znów mógłbym biec :). A najlepsza informacją jeszcze miała nadejść, siostra
mnie poinformowała, że wykręciłem 20 lokatę, a swojej kategorii 3msc. Tak stanę
na podium w maratonie :D. Niesamowite uczucie!!!
Podium w maratonie w kat. M20 |
Chwilę za mną przybiegł Stachu, a
następnie Kamil. Szybko się uwikłaliśmy z tym maratonem :P, również sprawnie
się przebraliśmy, walnęliśmy foty i po dekoracji mogliśmy ruszyć do domu. Na
trasie ludzie się jeszcze męczyli, a my jak typowi kierowcy myśleliśmy czemu
oni muszą biec po trasie wytyczonej przez GPS ;P.
O dziwo nogi nie są zmasakrowane, czuję się dobrze, ale postanowiłem dziś nie biegać. Niech nogi dojdą sobie spokojnie do ładu, bo znów sobie zagwarantuję kolejną kontuzję, poczekam dzień ;P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz