czwartek, 22 marca 2018


Przedwiośnie

Okres przygotowawczy do kolejnego sezonu był ciężki. Po starcie w Zimowym Maratonie Bieszczadzkim się rozsypałem. Zacząłem kolejną walkę z przeciążeniem, a dokładnie ponownie z shin splitem :(. Dostałem powtórkę ze zeszłego roku. Ciekawe jak długo będę czekał na powrót do pełni zdrowia? Byłoby łatwiej, gdyby nie jeden fakt. Jaki? Moja  chęć biegania jest większa od porządnego odpoczynku, który by spowodował szybszy powrót do pełnego obciążenia, ehh.. ;) W wyniku tego przytruchtałem większość lutego :(.


Nadszedł marzec, czas moich pierwszych startów. Na początek ruszyłem do Szczyrku na RMD, czyli bieg na Klimczok. Start był pewien obaw, dopiero zacząłem kręcić sporadycznie mocniejsze treningi. Jednak poziom wiary we swoje możliwości, zawsze u mnie na wysokim poziomie ;P. Rozgrzewkę skróciłem do minimum, czyli w ogóle pominąłem :P. Ten weekend to była  kolejna fala mrozów. Ruszyliśmy. Pierwsza ścianka, a ja czuję się nieźle. Postanawiam powalczyć. Po paru kilometrach podbiegu, szlaki zaczynają się pokrywać śniegiem , ale na szczęście jakoś dawałem radę. Hmm, chyba nabrałem doświadczenia podczas zeszłorocznych startów. Nagle wypłaszczenie :). Gnam, a zarazem łapię oddech, bo lada moment ostatnie wdrapywanie i zbieg do schroniska. Na szczycie Klimczoka rozpędzam się i wyprzedzam kolejnych zawodników, by po 48 min i 32 sekundach wlecieć na metę na 11 -tej pozycji. Przed startem nie sądziłem, że tak dobrze mi pójdzie. Na górze czekał na mnie piękny zimowy krajobraz :D.

Minął kolejny tydzień. A ja ponownie jechałem na zawody. Tym razem chciałem sprawdzić swoją szybkość, więc wybrałem się do Parku Śląskiego na "Bieg wiosenny". To już pewna tradycja związana z tym biegiem, trzeci raz zaczynałem swój sezon w parku :). Linia startowa mocno zatłoczona. Finisz na stadionie Śląskim zachęciło do zjawienia się w parku ponad 3000 biegaczy, również i mnie. O 11 zaczęliśmy. Pierwsze kilometry szybkie. Już dawno nie czułem w nogach takiego tempa. 3 i 4 kilometr to wspinaczka pod planetarium. Tempo lekko siadło, ale było nadal optymistycznie. Jednakże po zbiegu i minięciu półmetka poczułem brak mocnych treningów. Tempo siadło do 4 min/km i utrzymałem je aż do mety łamiąc ostatecznie jedynie 39 minut. Po krótkiej pogawędce na bieżni ze znajomymi ruszyłem do szatni by przebrać mokre ciuchy, a zarazem zrolować napiętą łydkę. Od dawna już nie pojechałem na zawody sam. Poczułem to po wyjściu ze szatni. W natłoku mas biegaczy czułem się samotny. W ostatnich zawodach zawsze ktoś mi towarzyszył, a to rodzinka, a to Madzia. Usiadłem sobie na trawce, zjadłem zupkę i stwierdziłem, że nic tu po mnie. Zwinąłem się do Pławniowic, by zrobić sobie z psiakiem cool down, czyli spacer po wiosce :D.

W ostatni weekend astronomicznej zimy wybraliśmy się z Madzią na tamtejszy półmaraton. Tygodniowa radość z biegania w krótkich spodenkach szybko się skończyła, a Żywiec przywitał nas mroźnym, porywistym wiatrem. Zbliżająca się godzina 10 zmusiła nas z wyjścia z ciepłej stołówki i udania się na rynek, gdzie znajdował się start. Pierwsze kilometry były szybkie, a pagórki niezbyt obciążające. Tempo zaskakiwało, a pierwszy pomiar na 5-tym kilometrze optymistyczny (18:49). Nagle 7km, nie wiem co było w tym podbiegu. Za stromo, za wietrznie? Nie wiem, ale kilometry już wolniej leciały ;P. Odżyłem dopiero na zaporze. Wiatr zmienił kierunek? Czy może świadomość dużego zapasu energii jak na ten etap biegu? Ruszyłem :). Trasa wiodła lekko do góry w urokliwym lasku. Co pewien czas można było zerknąć na jezioro, bądź góry. Poczułem moc i zacząłem przyśpieszać i wyprzedzać współtowarzyszy biegu. Ostatnie kilometry znów były trudniejsze, w wyniku czego sekundy uciekały. Jednakże ostatni zbieg na 19km to cudo :D. Znów poczułem prędkość i tą nieziemską wolność :D. Na metę wleciałem po 1:24:31 na 43 pozycji. Hmm, dość daleko od życiówki, ale ogólnie to jestem zadowolony :). Po chwili na mecie zjawiła się Madzia, która wywalczyła podium w swojej kategorii wiekowej :* . Piękne zakończenie zimy.

A już niebawem nadchodzi wiosna!! Za 2,5 dnia ruszam zmierzyć się z warszawskim półmaratonem, a stamtąd już ostatnia prosta do Łodzi.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz