czwartek, 2 listopada 2017

Jesienna batalia 2018

Jesień przemija, a wraz z nią moja druga część sezonu. Do końca zostały mi już tylko dwa biegi: maraton i górska masakra. Natomiast już dziś chciałbym podzielić się z wami moimi odczuciami wobec mojej batalii.

W podróży na Kasprowy
Jesienną walkę zacząłem od biegu marzeń- BUGT. Krajobrazowo cudny bieg, a przewyższenia niesamowite. Po prostu ten bieg trzeba przeżyć :D. Jednakże brakowało mi biegania. Tatry są za strome, a kozicą nie jestem, więc skaliste podłoże dodatkowo mnie spowalniało :(. Problemy żołądkowe   dobiły mój czas powyżej 12,5 h. Czy wrócę? Do Tatr, na pewno, kocham te góry :). A do rywalizacji? Hmm, marzenie spełniłem i nie czuję obecnie potrzeby powtórki.

Po krótkiej regeneracji ruszyłem do Raciborza, na moją ulubioną trasę półmaratońską. Mimo, że nigdy nie zrobiłem tam życiowego czasu, to przyciąga mnie ta impreza. Jest niesamowicie :), świetna organizacja, zawsze cieplutko :), a trasa przyjemna. W ogóle to raciborska impreza jest dla mnie szczęśliwa, bo zawsze udaje mi się powalczyć o podium w kategorii wiekowej :). Nigdy nie zapomnę finiszu Dawida na pierwszej edycji :). Czekam przyjacielu na nasze kolejne potyczki. Czy ostatnich wspólnie spędzonych zawodów z ukochaną :* oraz pysznych lodów na rynku i dokładki w Mc'u. Tym razem zakończyłem półmaraton w 1:21:15.
Raciborski bieg

Po raciborsku biegu zaczęły się problemy zdrowotne. Ciało nie wytrzymało :( i zacząłem walczyć z przeciążeniem mięśnia pośladkowego, który ostro niszczył mojego dwugłowca. Mimo to, chciałem B7D. Chciałem przekroczyć kolejną granicę kilo-metrażową. Walkę o fajny czas należało odłożyć. Noga mogła nie wytrzymać zbiegów, a najbardziej obawiałem się zejścia z trasy. Czy miałbym na tyle sił by posłuchać rozsądku i zrezygnować? Na szczęście nie musiałem tego sprawdzać, a nawet odważyłem się powalczyć na ostatniej górce i wbiec  po 12h i 20 min.
Cały festiwal jest boski :D, a krynicka setka cudna :). Pięknie się tam biegnie, a punkty żywnościowe są wyśmienite. Chcę tam wrócić :), by udowodnić sobie swoją siłę. Czy 11h jest realne?

Z przeciążenia nie wyszedłem, a już byłem we stolicy z ukochaną. Gdańsk mnie usatysfakcjonował pod względem tegorocznej życiówki, ale postanowiłem zaryzykować i powalczyć :P. Czy były szanse? Może treningowo nie szarpałem przez ostatnie tygodnie. Może zdrowie mnie spowalniało. Jednakże me serce wojownika nie pozwala mi tak łatwo rezygnować z eksploracji własnych możliwości. Po mocnym półmetku (1:23), brakowało mi lekkości w nogach. W drugiej połówce zderzyłem się ze ścianą i zakończyłem bieg  z ponad 8 minutową stratą do życiówki (2:55:11). Czy byłem zdruzgotany? Nie każdy bieg wychodzi. Poza tym jak się zamartwiać, jeśli po chwili przybiegła Madzia, z którą mogłem spędzić resztę weekendu.

Po krótkim odpoczynku, stanąłem na linii startu półmaratonu Silesia. Po rocznej przerwie wróciłem na trasę swoich pierwszych maratonów, choć dziś na części jej trasy. Czuję, że Silesia to mój domowy bieg, a meta na nowo otwartym stadionie wzbudzał dodatkowe emocje. Miało być luźno, ale ponownie wystartowałem w tempie na złamanie 1:20. Dopiero podbieg na ostatnich kilometrach z Siemianowic zweryfikował moje siły. Po godzinie i 22 minutach, z finiszem na pięknym stadionie, kończę HM Silesia. Ahh ten stadion, a odczucia towarzyszące bieganiu przy tylu kibicach nieziemskie :D.
Stadion!!!

Po Silesii zostało mi tylko 14 dni do kolejnej konfrontacji maratońskiej. Zaczynam w końcu wracać do mocniejszych treningów. Kiedy rośnie nadzieja na piękny start, dostaję cios od własnego ciała :(. Pobolewa stopa na tydzień przed startem, a następnie dołącza do niej Achilles. Czy odpuszczę? Phi, pobiegnę zdrowo-rozsądkowo, ale będę walczył :P. Nie jestem nauczony z rezygnacji marzeń ;).
Ruszam do Poznania z moim małym fanclubem- ze siostrą (przypomniał mi się opis ze startu Ślężańskiego) . Lubię poznańską trasę, a oprócz walki z najlepszymi nightami, mam okazję odwiedzić choć na momencik swoją babcię.
Po lekkim opóźnieniu ruszam na pełnym gazie. Na półmetku znów notuję czas około 1h 23min, ale znów dostaję łupnia ;P. Po walce ze sobą tracę 6 minut do Gdańska, osiągam 2:53:52. Dawno nie miałem tak miękkich nóg, ale bufet, piwko i masaż stawiają mnie na nogi :D.
Poznań i ostatnie podbiegi

Czy jesienna batalia wyszła?

"Każda porażka jest szansą, by spróbować jeszcze raz- tylko mądrzej." H. Ford

W okresie 2 miesięcy wystartowałem w 6 mocnych zawodów (w sumie około 300km). Mogę stwierdzić, że wytrzymałem obciążenie, choć z małymi problemami.
Czy jestem zadowolony z wyników?
Chociaż, że brakło mi sporo do życiówek na asfalcie, a w górach nie wykręciłem swoich planów (11h-12h), to walczyłem dzielnie. Zrobiłem mocne wyniki :), chociaż chciałoby się łamać kolejne granice :P. Ale będą jeszcze okazje :D.
Czy mam odpowiedź na pytanie z początku roku?
Nie ;). Nie wiem, czy lepsze wyniki kręcę na miejskich maratonach czy górskich ultra. Lepiej czuję się w górach, ale brakuje mi czasem szybkości :D.

PS: Szczegółowe relacje z jesiennych biegów we wcześniejszych postach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz