czwartek, 19 października 2017

18 Poznań Maraton


W ubiegłym roku przywiozłem piękne wspomnienia ze startu w Poznaniu, udekorowane zakończeniem korony maratonów oraz nowym rekordem życiowym.  Po roku postanowiłem wrócić na poznańską trasę maratonu z postanowieniem powalczenia o złamanie kolejnej granicy i walki o podium w Night Runners :D.
Lepiej wyglądam niż się czułem :D
Na poznański maraton wybrałem się z siostrą sobotnim popołudniem. Po 18 sprawnie odebraliśmy pakiet i ruszyłem odwiedzić swoją babcię :). Niestety długo u niej nie zostałem, o świcie należało wracać do Poznania, by stanąć na linii startowej.
Prognoza była nienajgorsza. Nareszcie miało  być ciut cieplej, ale niestety w drugiej połowie maratonu miało wiać prosto w twarz :(. Jak ja nie lubię wiatru :P.
 Zdrowie nadal skakało. Ledwo podleczyłem dwójkę, to uszkodziłem stopę :(. Ehh, ale mimo wszystko postanowiłem walczyć, olać problemy -lecimy :D.

Wybija 9:00 i ... nic. Trasa nie otwarta :(. Czekamy, a z głośników słychać co chwile zapewnienia o lekkim opóźnieniu. Trochę robi się chłodno, no nie ma pogody na stanie w t-shircie ;P. W momencie, kiedy zauważam że wózkarze dostają folię ruszam z całą grupę na chodniki dla rozgrzania się. Po paru minutach stwierdzam, że to bez sensu. Wykorzystam podkłady energii przeznaczone na zawody, więc sobie spaceruje, aż do ogłoszenia gotowości organizatora.
Pierwsze kilometry z luzem w nogach ;P
W końcu ruszamy, pierwsze kilometry idą mi gładko. Lekko czuję achillesa, ale nie ma większych problemów. Po chwili nawrotka i widzę wszystkich znajomych na trasie :). Tempo mi lekko ucieka i kolejne piątki robię powyżej planowych 19:30. Przekraczając półmetek z czasem ok. 1:23, rozumiem, że granica 2:45 nie jest dziś moja. Dodatkowo czuję, że druga połowa będzie ciężka. Energetycznie się czułem fajnie. Zmieniłem sposób żywienia na 3 żele, które łykam po pół porcji co 5km licząc od 10km. Spodobał mi się ten plan żywieniowy :).

Na Malcie odzyskuje drugą pozycję wsród Nightów, miło było trochę z tobą pobiec "Chudy" :). Niestety za Maltą zaczyna powiewać, a małe wzniesienia w kierunku rynku odbijają się na tempie. Jednakże biegnie mi się lepiej niż w zeszłym roku, zaczynam łykać Nutrenda. He, dziwny ten smak coli, chyba że popsuł mi się smak podczas wysiłku :D. Uważam, że lepsze było pomelo, które kosztowałem w Tatrach :D. 
Zdjęcie siostrzyczki na 31-szym 
Na 31km mijam siostrę jeszcze z nadzieją na życiówkę. Nagle przy zoo czuję, że marzenia uciekają. Tempo siada :(. Mijam kolejny punkt z kibicującymi Nightami, ale coraz rzadziej mam ochotę przybijać piątki. Od stadionu odliczam już kilometry i zerkam w oczekiwaniu na szybszych biegaczy.
Ostatnie zerknięcie i meta :)
 Dobiegam po 2:53:52 jako 52 zawodnik oraz drugi night. Gratuluję Tomaszu mistrzostwa i pięknego wyniku. Niby jestem wysoko, ale ja zawsze mierzę w czas. A tu 6 minut ponad życiówkę i prawie minutę gorzej niż rok temu :(.  No cóż, bywa .. ruszam po muffinke :), owocki :) i piwko :). Poznański pobiegowy catering jest naprawdę fajny, ale że nogi okropnie ciężkie, to ruszam następnie na masaż i pod prysznic. Masaż, a dokładnie próba umiejscowienia się na leżance, uzmysłowił mi  co robił kłujący achilles. No co? ... męczył łydkę, do tego stopnia, że złapał mnie skurcz i nie chciał puścić :).
Dekoracja Nightów
Po odebraniu statuetki w klasyfikacji NR i paru krótkich konwersacjach ze znajomymi ruszamy ze siostrą w drogę powrotną na Śląsk. Zanim wyjedziemy szybki posiłek (duża dolewka to genialny pomysł dla maratończyków, nie potrafiłem oderwać się od kraniku :P ) i oczywiście lody. Tym razem skusiłem się na naturalne o smaku gruszki z bazylią.

Po powrocie nie odczuwam potrzeby biegania, więc zrobiłem lekką przerwę na odbudowanie zdrowia i chęci przed kolejnym maratonem, już 15-tym :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz