piątek, 17 listopada 2017

Ateny

Nadszedł czas ostatniego tegorocznego maratonu, a zarazem pierwszego wyjazdu zagranicznego. Lecimy z Madzią do kolebki maratonu, lecimy zdobyć Ateny.


Świątynia Zeusa z Akropolem w tle
Ateński maraton zaczyna się w miejscowości Maraton, w którym odbyła się antyczna bitwa pomiędzy Grekami, a Persami. Według legendy po zwycięstwie Greków, Filippides ruszył do Aten z informacją o wyniku bitwy i na jego cześć biegamy maratony ;P. Trasa biegu jest wymagająca ze względu na profil. Na 20 kilometrze czeka nas natrudniejszy, 10-cio kilometrowy podbieg. Słyszałem, że maraton ateński nie służy życiówkom, ale zobaczymy :D. Mam zamiar powalczyć, zwłaszcza że ostatnie tygodnie były niezłe treningowo. Natomiast meta znajduje się na stadionie Panathinaiko , na którym odbyły się pierwsze igrzyska nowożytne.
Po Poznaniu czułem się zmęczony. Nie przerażał mnie ani nie denerwował brak biegania przez kolejne trzy dni. Dopiero w czwartek wyszedłem na trening, a dokładnie na spotkanie zabrzańskich nightów. Po mile przegadanym spotkaniu, kolejnego dnia wybrałem się do Madzi by odbyć z nią pierwszy mocniejszy trening. Zrobiliśmy 12km w tempie 4:21. W sobotę dorzuciłem wybieganie po Beskidzie Śląskim, a dokładnie przetarliśmy trasę Czantoria - Stożek - Ustroń. Tydzień zakończyłem lekką regeneracją.
Kolejne tygodnie postanowiłem też zluzować. Miałem zamiar się wygaszać, co miało pozwolić mi na regenerację przeciążeń i odbudowę psychiczną po sezonie. Porzuciłem biegi regeneracyjne na rzecz krótkiego treningu rowerowego czy innej aktywności, a bieg interwałowy zastąpiłem serią trzy kilometrowych odcinków z tempem zbliżonym do maratońskiego ;).
Expo
Przyszła sobota, czas wylotu :). Podróż minęła ładnie, a ateńskie lotnisko przywitało nas ciepełkiem :D. Wsiedliśmy do metra i  jazda nad wybrzeże po pakiety. Cóż za organizacja, odebraliśmy numerki bez kolejki przy 18000 uczestników, a na miejscu największe expo jakie dotąd widziałem :).
Dzień zakończyliśmy krótkim spacerkiem, bo czekała nas wczesna pobudka. Autobusy przetransportowujące do Maratonu czekały już od 5:30 do 6:15, a sama jazda zajmowała prawie godzinę. Ciekawy był widok za okna. O wschodzie temperatura sięgała do 15 stopni, a Grecy stali w kurtkach i czapkach zimowych :P. Około 7 czasu greckiego szliśmy w tłumie biegaczy na stadion. Dostaliśmy wodę i w otoczeniu wzgórz oraz palącego się znicza olimpijskiego czekaliśmy na start :D.
Stadion w Maraton-ie
Nadchodzi 9. Rozstaję się z Madzią :* i ruszam do swojej strefy. Stoję w drugim bloku, tuż za elitą. Ostatnie minuty spędzam na pogawędce z kolejnym spotkanym Polakiem (do Aten przyjechało wielu rodaków, około 450). W końcu ruszamy, tempo wsiadło sprawnie i lecę. Pierwsze kilometry płaskie, ale czuję, że hamuje mnie lekki wiaterek wprost w twarz . Pierwsza dziesiątka planowo, ale nie czułem "flow-a", wiedziałem że dziś będzie ciężko.
Kolejna kilometry trasy to teren pagórkowaty, podczas której mieliśmy zdobyć kulminacyjnie wysokość o ponad 200m wyższą niż miejsce startu. Tempo siada, ale miałem zyskać na ostatnich 11km zbiegu, zwłaszcza że na zbiegu na 15 gnałem około 3:40. Kilometry spędzałem na podziwianiu genialnych kibiców. Krajobrazy, oklaski, zorba, wiwaty i ogromne ilości dzieciaków oczekujące na "piątkę" (w jednym momencie przybiłem chyba aż 10 :D ). Cudne były też tunele tworzące przez tłumy, czułem się jak kolarz na wielkich tour-ach :D. Z kolejnymi godzinami temperatura rosła dużo powyżej 20 stopni, ale punkty co 2,5km sprawiały, że nie odczuwałem żadnych problemów z nawodnieniem. Zwłaszcza, że na punktach rozdawali od razu całe butelki (nie bawią się w kubki).
Nastał 31km, a wraz z nim ostatni podbieg. Niestety byłem już zmęczony. Wiedziałem już wcześniej, że życiówka mi uciekła. Jednakże nie sądziłem, że nogi mnie nie poniosą na moich ukochanych zbiegach. Leciałem jedynie 4:15 min/km, a w planie miałem co najwyżej 3:50 :(. Cóż, zostało mi złamanie trójki i dobiegnięcie z uśmiechem na metę. Z tym ostatnim nie było problemów, jak zobaczyłem stadion to oszalałem. Ta akustyka, wiwaty kibiców, blask marmurów. Zapomniałem o biegu, a jedynie myślałem o łapaniu tej chwili. Zdobyłem ateńską metę z czasem  2:58:19 i 107 lokatą na ponad 15 tyś finiszerów ( lub 18 tyś uczestników ) i jako drugi Polak.
Ciut po minięciu mety na horyzoncie pojawiła się Madzia, która w niezwykły sposób złamała kolejną granicę maratońska :*. Piękny bieg i 3:11:25 :). Panathenaic Stadium będzie dla nas niezwykłym miejscem -pewnie wiecie dlaczego :D .

Ostatnie dni urlopu wykorzystaliśmy na odpoczynek, a dokładnie na spacerach, zakupach i podziwianiu Aten. Udało się zahaczyć o Akropol, Plakę, świątynie Zeusa, agorę ateńską i wiele innych cudnych miejsc. Wspomnienia z pierwszego mojego zagranicznego maratonu będą trwały we mnie na długo. A wszystkim wahającym się polecam szukać lotów na przyszły rok :D. Maraton w Atenach trzeba przeżyć :D.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz