Maraton Warszawski
Tatry zdobyłem. Setkę wywalczyłem. Nastał moment zamknięcia tegorocznego świata ultra. Po jesiennych górskich wojażach nastał czas powrotu na asfalt.
Na początek postanowiłem na powrót do stolicy. Z Madzią
przybyliśmy w sobotnie południe do Warszawy na nasz biegowy weekend 😃. Cel prosty. Życiówki 😆. Dodatkowo Magda miała
zakończyć koronę. Po sprawnym odebraniu pakietów ruszyliśmy na mały spacerek po
Łazienkach. Kolejne cudne miejsce
odhaczone.
Bardzo spodobała mi się nowa lokalizacja biura zawodów,
jednak zeszłoroczny tor Służewiec był gorzej skomunikowany. Pakiet skromny, ale
były moje żele😋. Energie na bieg miałem załatwioną. Pogoda miała być idealna do
biegania. Około 15 stopni i lekko mżyć. Ja widziałem obawy😡. Nie przepadam za
chłodem, a wiatr na maratonach mnie przeraża od czasu Orlenu. No cóż, polecimy
to zobaczymy co przyniesie dzień😄.
No to startujemy!! |
Po oddaniu depozytów i przywitaniu przyjaciół, polecieliśmy
z Madzią na lekki rozruch. Ostatnie uśmiechy 😃 i czas ruszyć do boju😛. Pierwsze
kilometry szły gładko. Dwie pierwsze piątki w zakładane 19:30. Niestety tą
część trasy pokonywałem samotnie. Gonienie grupki z przodu kosztowałoby za dużo
sił, a czekać na kolejnych biegaczy nie miało sensu. Indywidualna walka trochę
mnie zmęczyła, ale wyłonił się zbieg do Wilanowa. Tam złapałem ponownie rytm z
trójką innych zawodników. Biegło się fajnie, nawet za fajnie. Czułem, że grupa
zwalnia😌. To nie był moment na luzowanie. Postanowiłem wystrzelić i wrócić do
mocnego tempa. Udało się opuścić Łazienki (półmetek) po 1h 23 min. Tak, biegnę
po życiówkę.
Wilanów |
Na moście przed Stadionem zacząłem łykać drugi żel, czułem
że opuszczają mnie siły. Żel kończę na kolejnym punkcie nawadniania przy zoo
(28km), licząc że powstanę. Rok temu w tym miejscu zaczynały się schody😌. Czy
miała być powtórka z historii? Sekundy uciekały na każdym kilometrze, a powrót
przez Wisłę okazał się gwoździem do trumny😡. Tempo siadło o 20s i cała przewaga
nad życiówką znikła. Ostatnie 12km to walka ze sobą. Straciłem cel walki.
Ciągnąłem na determinacji i dekstrozie, ale w momencie gdy na zegarku wyświetla
się tempo 5 min/km, ręce opadają. Tracę kolejne pozycje, świetna 50 pozycja
uciekała dramatycznie. Nagle podbieg na wisłostradę i ostatnia długa prosta. Ostatni
zryw? Nie ma szans, więc robię samolocik na pasie LOT-u 😂 dobiegając do mety z
uśmiechem 😊 i z czasem 2:55:11. Za metą zaczynam regeneracje. Wypijam cały
izotonik dla uzupełnienia soli i zaczynam się rozciągać. Po chwili dobiega
Madzia z nową życiówką -cudnie zakończona korona. Zmęczeni ruszamy po depozyt,
masaż i po pysznych naleśnikach powoli żegnamy się ze stolicą.
Tuż za półmetkiem |
Co nie wypaliło? Dlaczego tak mnie odcięło? Przez ostatnie
12 minut straciłem dodatkowe 7 minut 😟 i wylądowałem na 84 pozycji OPEN na prawie
5400 maratończyków. To mój trzeci najlepszy wynik w karierze.
Miałem obawy o stan regeneracji po krynickiej setce, dużo czasu nie miałem. Ale
czy ja jestem rozsądny, jeśli chodzi o obciążenie zawodami? 😝 Dodatkowo walka z
przeciążeniem i słabsze treningi musiały zniszczyć moje tempo.
Zaryzykowałem😉. Choć szanse były nikłe, to po marzenia trzeba lecieć do przodu. Mimo wszystko jestem zadowolony😃. Piękny wspólny weekend😃 uwieńczony 13-tym maratonem (hee pechowa liczba), a nawet nam się trochę rozpogodziło. W bieganiu nie zawsze chodzi o wynik, ale czasem o sam wyjazd i ludzi. Teraz czas na Poznań z małym półmaratońskim przystankiem na rodzimym terenie 😍.
Zaryzykowałem😉. Choć szanse były nikłe, to po marzenia trzeba lecieć do przodu. Mimo wszystko jestem zadowolony😃. Piękny wspólny weekend😃 uwieńczony 13-tym maratonem (hee pechowa liczba), a nawet nam się trochę rozpogodziło. W bieganiu nie zawsze chodzi o wynik, ale czasem o sam wyjazd i ludzi. Teraz czas na Poznań z małym półmaratońskim przystankiem na rodzimym terenie 😍.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz