B7D v2
Czas nadrobić zaległości w blogu. Dziś chciałbym wrócić do biegu przed miesiąca, do mojego głównego tegorocznego startu. Rok temu przekraczając krynicką metę z czasem 12h 20 min, w głowie tkwiła jedna myśl- wrócę tutaj. Chciałem wyrównać rachunki, a zarazem sprawdzić się na mocno biegowej trasie, jak na górskie ultra, bez irytujących przeciążeń. Cel prosty, złamać co najmniej 11h.
Po przerobionej dniówce, postanowiłem jechać w kierunku
Krynicy po pakiet startowy. Tym razem bez korków udało się odebrać pakiet już o
21, więc było odrobinę czasu na sen. Ruszyłem na halę, a dokładnie tym razem na
lodowisko :P. Chociaż, że warunki były naprawdę fajnie, to zbytnio nie
pospałem. Zasnąłem przed 23, by już po niecałych 3h się przebudzić. Śniadanie
mistrzów, czyli płatki z mlekiem :D i ruszam na start. Zaczynam swój spektakl.
Sobota, chwila przed 3. Ostatnie pogaduchy z Łukaszem,
ostatnie przygotowania i staję przy linii startu. Nagle startujemy!! Ekipa
ruszyła z przytupem, by po paru minutach wlecieć w góry. Tym razem miałem nawet
dwie czołówki, bo półmrok nie sprzyja mi w bieganiu ;). Na pierwszych odcinkach
w dół czuję się świetnie. Nie ma zeszłorocznych problemów z dwugłowcami uda.
Niby zaczyna się przejaśniać, niby już widać Rytro, a tu
nagle brak stabilności. Robię jeszcze 4 kroki, ale już od pierwszego mam
przeświadczenie o glebie. W głowie przebija się myśl by jak najmniej się
poturbować i kieruję się ku trawie. Dopiero 28km, a ja mam zryty cały bok.
Pierwsze kroki ciężkie, ale już w Rytrze czuję się lepiej. Na punkcie znajduję
się po 3h 20 min (25 minut lepiej niż przed roku).
Punkt słabiutki, zbytnio nie ma co jeść, więc ruszam dalej.
Czas na wspinaczkę na Prehyb. Trochę biegnę, trochę podchodzę. Idzie nawet
fajnie, a zarazem jest czas na ładowanie żelami (wszystkie batony zjadłem w
nocy ;P). 4h i 37 minut i mam szczyt. Ojj punkty żywnościowe się mocno
pogorszyły od zeszłego roku, dobrze ze mam zapas żeli, bo nie wiem jak uciągnąć
ultra na owocach :P. Biorę drożdżówkę i idę. Moje nogi się wypalają po 44
kilometrach :(. No cóż, próbujemy walczyć.
Za 50-tym kilometrem zaczynają się kamieniste zbiegi. Łatwo
tracę kontakt z biegaczami, z którymi leciałem aż z Rytra. Braki w zbiegach nadal
nie nadrobione :P. Droga do Piwnicznej to wystawa wszystkich możliwych wzorów
płyt betonowych :P. W końcu po paru kilometrach ląduję w kolejnym punkcie
żywieniowym w Piwnicznej z czasem 6h 48min (o 49 minut lepiej).
Na punkcie uzupełniam colę z przepaku (w końcu trochę cukrów
w płynie) oraz podjadam suszone owoce. Krótka pogawędka z Dawidem, przyszłym iron runner-em i ruszam w dalszy samotny bój. Już wiem, że marzenie o zejściu poniżej 11h uciekło. Według mojej rozpiski jestem na limicie czasowym, a nie potrafię podnieść się z kryzysu. Tym razem czeka mnie dług spacerek przez parę ostrych górek :). Strome podejście, a zanim paskudne zejście. Drogę umila wymijanie się z traktorem :P i lekki deszczyk :D. Szkoda, że nie popadało mocniej, bo trochę się odwodniłem na tym odcinku. W końcu
docieram do asfaltu i truchtem dobiegam do przedostatniego punktu- Wierchomli,
z czasem 8:27. Zasłużyłem na herbatkę :D, ale niestety nic więcej mnie nie
zachwyciło.
Przede mną ostatnia potężne wejście pod kolejkę i następnie
zbieg do asfaltu. Nogi ciężkie, ale nadal walczę. Dotarłem do testu na
wytrzymałość, czyli 6km delikatnego podbiegu asfaltem pod ostatni punkt
odżywczy. Jedyny problem tego odcinka to 80 kilometrów w nogach. Ledwo trzymam
tempo między 6-7min/km. Wydawało mi się, że rok wcześniej miałem więcej sił.
Jak się okazało później w domu, myliłem się. Na ostatni punkt docieram po 10h i
4 minutach, ponad godzinę lepiej niż rok wcześniej. Zostało 12 km, z czego
większość w dół do Krynicy :D. Nie wiem co się stało, ale chyba padła mi
psychika na ostatnim odcinku. Podbiegać mi się nie chciało, w dół również się
nie rozpędzałem. Jedyny odcinek, który pobiegłem gorzej niż w debiucie
krynickim.
ciężko wytargany medal |
W końcu widzę płot. Zlatuję
wąską ścieżką na deptak. Triumfalny bieg wśród dopingujących kibiców, przybicie piątki Robertowi, by po 11h 25 min i 53 sekundach zakończyć ponownie krynicką setkę :). Na mecie odbieram medal i z piwem w dłoni siadam by w końcu wypocząć :). Po nabraniu sił postanowiłem podejść do znajomych, by w dobrym towarzystwie odetchnąć po długim biegu.
Czas poprawiony, lokata również. Udało mi się ponownie zdobyć podium w kategorii wiekowej :). Zmęczony długim dniem nie mogłem doczekać się dekoracji by wylądować ponownie w łóżku :).
Czas poprawiony, lokata również. Udało mi się ponownie zdobyć podium w kategorii wiekowej :). Zmęczony długim dniem nie mogłem doczekać się dekoracji by wylądować ponownie w łóżku :).
Czy spróbuję ponownie poprawić czas na B7D? Życie pokaże :).
Teraz czas na Bieszczady. Co będzie? Nie wiem. Idę szukać nadziei
;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz