Przedwiośnie
Okres przygotowawczy do kolejnego sezonu był ciężki. Po starcie w Zimowym Maratonie Bieszczadzkim się rozsypałem. Zacząłem kolejną walkę z przeciążeniem, a dokładnie ponownie z shin splitem :(. Dostałem powtórkę ze zeszłego roku. Ciekawe jak długo będę czekał na powrót do pełni zdrowia? Byłoby łatwiej, gdyby nie jeden fakt. Jaki? Moja chęć biegania jest większa od porządnego odpoczynku, który by spowodował szybszy powrót do pełnego obciążenia, ehh.. ;) W wyniku tego przytruchtałem większość lutego :(.
Nadszedł marzec, czas moich pierwszych startów. Na początek
ruszyłem do Szczyrku na RMD, czyli bieg na Klimczok. Start był pewien obaw,
dopiero zacząłem kręcić sporadycznie mocniejsze treningi. Jednak poziom wiary
we swoje możliwości, zawsze u mnie na wysokim poziomie ;P. Rozgrzewkę skróciłem
do minimum, czyli w ogóle pominąłem :P. Ten weekend to była kolejna fala mrozów. Ruszyliśmy. Pierwsza ścianka, a ja czuję się nieźle.
Postanawiam powalczyć. Po paru kilometrach podbiegu, szlaki zaczynają się
pokrywać śniegiem , ale na szczęście jakoś dawałem radę. Hmm, chyba nabrałem
doświadczenia podczas zeszłorocznych startów. Nagle wypłaszczenie :). Gnam, a
zarazem łapię oddech, bo lada moment ostatnie wdrapywanie i zbieg do
schroniska. Na szczycie Klimczoka rozpędzam się i wyprzedzam kolejnych
zawodników, by po 48 min i 32 sekundach wlecieć na metę na 11 -tej pozycji.
Przed startem nie sądziłem, że tak dobrze mi pójdzie. Na górze czekał na mnie
piękny zimowy krajobraz :D.
Minął kolejny tydzień. A ja ponownie jechałem na zawody. Tym
razem chciałem sprawdzić swoją szybkość, więc wybrałem się do Parku Śląskiego
na "Bieg wiosenny". To już pewna tradycja związana z tym biegiem,
trzeci raz zaczynałem swój sezon w parku :). Linia startowa mocno zatłoczona.
Finisz na stadionie Śląskim zachęciło do zjawienia się w parku ponad 3000
biegaczy, również i mnie. O 11 zaczęliśmy. Pierwsze kilometry szybkie. Już
dawno nie czułem w nogach takiego tempa. 3 i 4 kilometr to wspinaczka pod
planetarium. Tempo lekko siadło, ale było nadal optymistycznie. Jednakże po
zbiegu i minięciu półmetka poczułem brak mocnych treningów. Tempo siadło do 4
min/km i utrzymałem je aż do mety łamiąc ostatecznie jedynie 39 minut. Po
krótkiej pogawędce na bieżni ze znajomymi ruszyłem do szatni by przebrać mokre
ciuchy, a zarazem zrolować napiętą łydkę. Od dawna już nie pojechałem na zawody
sam. Poczułem to po wyjściu ze szatni. W natłoku mas biegaczy czułem się
samotny. W ostatnich zawodach zawsze ktoś mi towarzyszył, a to rodzinka, a to
Madzia. Usiadłem sobie na trawce, zjadłem zupkę i stwierdziłem, że nic tu po
mnie. Zwinąłem się do Pławniowic, by zrobić sobie z psiakiem cool down, czyli
spacer po wiosce :D.
W ostatni weekend astronomicznej zimy wybraliśmy się z
Madzią na tamtejszy półmaraton. Tygodniowa radość z biegania w krótkich spodenkach
szybko się skończyła, a Żywiec przywitał nas mroźnym, porywistym wiatrem.
Zbliżająca się godzina 10 zmusiła nas z wyjścia z ciepłej stołówki i udania się
na rynek, gdzie znajdował się start. Pierwsze kilometry były szybkie, a pagórki
niezbyt obciążające. Tempo zaskakiwało, a pierwszy pomiar na 5-tym kilometrze
optymistyczny (18:49). Nagle 7km, nie wiem co było w tym podbiegu. Za stromo,
za wietrznie? Nie wiem, ale kilometry już wolniej leciały ;P. Odżyłem dopiero
na zaporze. Wiatr zmienił kierunek? Czy może świadomość dużego zapasu energii
jak na ten etap biegu? Ruszyłem :). Trasa wiodła lekko do góry w urokliwym
lasku. Co pewien czas można było zerknąć na jezioro, bądź góry. Poczułem moc i
zacząłem przyśpieszać i wyprzedzać współtowarzyszy biegu. Ostatnie kilometry
znów były trudniejsze, w wyniku czego sekundy uciekały. Jednakże ostatni zbieg
na 19km to cudo :D. Znów poczułem prędkość i tą nieziemską wolność :D. Na metę
wleciałem po 1:24:31 na 43 pozycji. Hmm, dość daleko od życiówki, ale ogólnie
to jestem zadowolony :). Po chwili na mecie zjawiła się Madzia, która
wywalczyła podium w swojej kategorii wiekowej :* . Piękne zakończenie zimy.
A już niebawem nadchodzi wiosna!! Za 2,5 dnia ruszam zmierzyć się z
warszawskim półmaratonem, a stamtąd już ostatnia prosta do Łodzi.