Bieg Rzeźnika
"Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód"
Swój wpis rozpocząłem od sentencji, która pojawiła się na wstążkach tegorocznego biegu pszczyńskiego, w którym to mogłem kibicować ojcu tuż po rzeźniku. Hasło to pięknie oddaje znaczenia ultra :D, a ojcu gratuluję kolejnej wywalczonej mety :).
Minęło dopiero kilka dni od Topornej Setki, a ponownie pakowałem się do biegu. Niby kolejne ultra, kolejna walka, ale tym razem był to bieg niezwykły. Niezwykły, bo wspólny z narzeczoną. Miałem nadzieję jej pokazać piękno górskiego ultra, a zarazem ustrzeć od większych błędów, by doprowadzić ją do wymarzonej mety.
Start :D |
O rzeźniku, mimo jego kultowości, nie wiedziałem nic. Trasa i przewyższenia
wydawały się typowe, choć międzyczasy trochę mnie zdziwiły. A dokładnie odcinek
od roztok. Dziś już wszystko rozumiem :D. Nie wiem czy to tylko liczby, czy
naprawdę stara trasa przez połoniny była milsza. Na pewno
piękniejsza.
Spakowani, tuż po procesji Bożego Ciała, ruszyliśmy do Cisnej. Droga
mimo, że długa, to minęła szybko, a czas na miejscu jeszcze szybciej. Tyle
rzeczy, a tak mało czasu: pakiety, jedzenie, pogaduchy ze znajomymi czy oglądanie
zmagań finiszujących skyrunningowców. Człowiek nawet nie zauważył kiedy się ciemniło,
a przecież o 1:45 busy na start. Hmm.. znów sobie za bardzo nie pośpię.
Czyżby nowa tradycja 😃.
Budzimy się kilkadziesiąt minut po północy. Śniadanko albo kolacyjka,
zależy od punktu widzenia i idziemy :). Czeka nas prawie godzinka jazdy. Humory
w busie dobre, jak i u nas. Jesteśmy na starcie. Wokół ciemno, biją tylko
bębny i po oczach czołówki jak świetliki :). Powoli ruszamy na start. Optymizm
jest, siła jest, będzie dobrze :). Ostatnia fota i czekamy na odliczanie.
Droga do Cisnej |
Płaskie odcinki czy to jakoś mniej strome podbiegi, my lecimy i aż tak do końca. Naszą
piętą achillesową były zbiegi, a zwłaszcza te pionowe. W kółko mijaliśmy się z
tymi samymi ekipa. Można było ciut pogadać, przecież to ultra :). Kiedy gadać
jak nie podczas zawodów :P.
Nagle asfalt i dolatujemy do punktu w Cisnej w 4h (32km). Świetnie :). Uzupełniamy płyny plus orzeszki, pomarańcze i lecimy. Na trasie do Smerka spotykamy Marcina Świerca, hee miła pogawędka :). No ale trzeba ruszać dalej i zostawić mistrza :).
Nagle asfalt i dolatujemy do punktu w Cisnej w 4h (32km). Świetnie :). Uzupełniamy płyny plus orzeszki, pomarańcze i lecimy. Na trasie do Smerka spotykamy Marcina Świerca, hee miła pogawędka :). No ale trzeba ruszać dalej i zostawić mistrza :).
Ukazuje nam się piękniejsza cześć trasy, jakieś połoninki :). A my
pokonujemy kolejne ściany trzymając się za ręce :*. Jakoś raźniej,
jakoś człowiek bardziej zmotywowany, jakoś tak przyjemniej :).
Smerek. Punkt wygląda jak istne pobojowisko. Ludzie leżą, pełno butelek. Po
prostu niesamowity chaos, a pośrodku niego my. Czas piękny 6h 53min,a to już
49km. Ponownie szybko się zbieramy i wychodzimy z punktu. Nie ma co siedzieć,
zjemy maszerując. Ojj ze mną nie ma lekko 😉.
Droga do roztok się wydłuża. Najpierw mocne podejście, ale my idziemy o
wiele szybciej niż inne zespoły, ehh te alpejskie doświadczenie :), Madzia
wymiata :). Mijają kolejne kilometry i pojawią się kolejne problemy
ultrasowe. A dokładnie żołądek wariuje. Jakoś sobie w końcu radzimy i gramy
dalej. Powolutku, ale do przodu. Wiara w siły duże, choć nogi ciężkie. Jednak
jedno już wiem, zdobędziemy metę. Nagle ostatni punkt, okolo 10h 38min i
jakieś 12km do mety według tracka (nie wiedziałem, że track się lekko
myli). Zalewamy organizm colą (moje ukochane ultra paliwo), wodą i izo. Sam
wypiłem prawie litr, chociaż że miałem zawsze przy sobie prawie 1.5l. Mały
prysznic z butli i ruszamy, meta czeka.
Ostatni odcinek to żadne bieganie. Do tej pory było miło. Były mocne
podbiegi, gonienie po grani i silne zbiegi, ale nie sądziłem że końcówka to
tylko chodzenie. Ściana w górę, ściana w dół i tak trzykrotnie. Podchodzenie,
choć czasochłonne idzie nam wyśmienicie, ale te zbiegi :(. Nieźle dowalili, nie
wariujemy, tylko spokojnie przeprowadzam Magdę na dół. Takie zbiegi to nie dla
niej.
Mostek i ostatnia prosta |
Nagle pojawia się strumyk... schodki... mostek, ojj rośnie euforia. Skręt w
prawo, nawrotka i już widać metę. Łapiemy się za ręce i eksplodujemy ze szczęścia.
Mam swoją ultraske 😊. Cudnie było 😊. Łapie medal, piwo i padam na trawkę obok
ukochanej po 13h 53min walki 😃.
Jaki jest rzeźnik? - końcówka masakruje.
Jakie są Bieszczady? -na pewno wrócę.
Jakie jest ultra?- cudna przygoda.
Jakie są Bieszczady? -na pewno wrócę.
Jakie jest ultra?- cudna przygoda.
Dobra, czas leczyć rany. Mam miesiąc do SGS-a, a w połowie rzeźnika
znów poczułem przeciążony staw, ehh mam nadzieję że będzie dobrze :).