Toporna setka
W połowie maja postanowiłem rozpocząć swoją tegoroczną
przygodę z górskim ultra, a dokładnie po raz trzeci zmierzyć się z trasą
Beskidzkiego Topora. Tym razem spróbowałem nowej trasy - Toporna setka.
Postanowiłem zebrać kolejne doświadczenie w
100km biegu górskim, a mianowicie miałem zamiar pokonać 104km z
przewyższeniem 4450m. Hmm.. niby łagodniej niż na BUGT-cie, ale trudniej niż na
krynickiej setce. Powiem krótko, gładko nie było.
Trasa :D |
Przygodę rozpocząłem już w piątek. Wraz ze znajomymi
(Darkiem i Justyną) ruszyliśmy do
Andrychowa. Wspólna podróż szybko minęła :).
Tym razem nie miałem zamiaru zjawić się przed samym startem, gdyż w ogóle bym nie
spał ;P. Rozsiedliśmy się na hali i zacząłem swój rytuał- płatki przed biegiem
popijane mlekiem 😄. Po 22 wypadało by usnąć, budzik pokazuje ciut powyżej 2h
snu, ekstra :). Ludzie dosyć rozemocjonowani, więc ciężko było zasnąć. Nagle
budzik, ubieram się, kawka i czas pójść na start.
1 w nocy, ruszamy!!!😅
Znane szlaki z poprzednich edycji wydawały się całkowicie inne. Otoczyły je ciemność i mgła. Ehh... ta mgła była okropna. Czasem widziałem nawet tylko około pół metra do przodu? I jak w takich warunkach zbiegać? Ile to ja razy zbiegłem z trasy wprost w drzewa, bo nie widziałem nawet wydeptanej ścieżki przed sobą. Albo gdy nagle wleciałem do strumyka po kostki, bo nie widziałem mostku (mimo że tą trasę już znałem :P ) czy do wielkiej kałuży (dupnej kałuży :D ) na trasie do schroniska. Ojj... chyba wszystkie zwierzęta usłyszały moje niezadowolenie z mokrych butów. Tak czekał mnie cały dzień w mokrych butach :D.
Dobre oznakowanie, szlaki, track na zegarku nic nie dawały, błąkałem się w ciemności oczekując zbawiennego wschodu. Zbieganie w nocy było kiepskie, prawa kostka trzykrotnie mi uciekła, ale o tym na końcu ;). Pierwszy etap pokonywałem w towarzystwie dwójki biegaczy. By Czarny Groń zdobyć na drugim miejscu. Ehh.. rywal mi uciekł i dogoniłem go dopiero po powrocie na Leskowiec. Podczas powrotu zacząłem czuć dwugłowce uda, przeciążenie z zeszłej jesieni, a dokładnie już oba. Szykowała się ostra walka w głowie :D.
Znane szlaki z poprzednich edycji wydawały się całkowicie inne. Otoczyły je ciemność i mgła. Ehh... ta mgła była okropna. Czasem widziałem nawet tylko około pół metra do przodu? I jak w takich warunkach zbiegać? Ile to ja razy zbiegłem z trasy wprost w drzewa, bo nie widziałem nawet wydeptanej ścieżki przed sobą. Albo gdy nagle wleciałem do strumyka po kostki, bo nie widziałem mostku (mimo że tą trasę już znałem :P ) czy do wielkiej kałuży (dupnej kałuży :D ) na trasie do schroniska. Ojj... chyba wszystkie zwierzęta usłyszały moje niezadowolenie z mokrych butów. Tak czekał mnie cały dzień w mokrych butach :D.
Dobre oznakowanie, szlaki, track na zegarku nic nie dawały, błąkałem się w ciemności oczekując zbawiennego wschodu. Zbieganie w nocy było kiepskie, prawa kostka trzykrotnie mi uciekła, ale o tym na końcu ;). Pierwszy etap pokonywałem w towarzystwie dwójki biegaczy. By Czarny Groń zdobyć na drugim miejscu. Ehh.. rywal mi uciekł i dogoniłem go dopiero po powrocie na Leskowiec. Podczas powrotu zacząłem czuć dwugłowce uda, przeciążenie z zeszłej jesieni, a dokładnie już oba. Szykowała się ostra walka w głowie :D.
Leskowiec, zaczynamy kryzys :P |
Za Leskowcem szykowała się kolejna pętelka, a dokładnie
pętla rychwałdzka. Bardzo przyjemny szlak do biegania :). Na tym odcinku znów
prowadziłem, jednakże podczas powrotu na Potrójną poczułem jak uciekają mi siły.
Wiem to już był 55-ty km, jednakże liczyłem że lekki podbieg asfaltowy nie
będzie w tempie 5:40 min/km. Na Potrójną wbiegam w towarzystwie 2 biegaczy,
którzy na krótkim odcinku na Kocierz wyrabiają nade mną trzy minutową przewagę
. Z Kocierzy wybiegam pierwszy. Nie mam ochoty na zupkę (bym nie wstał już z
ławeczki 😜 ), moim paliwem stają się czekolada, pomarańcze i cola 😃 . Z kubkiem coli na drogę ruszam dalej. Droga wije się powoli w dół do
Międzybrodzia Żywieckiego. Za kolejnym punktem mam kolejny spacerek, świeżo
budowana kamienna droga jest dla mnie za stroma. No cóż, czas na odpoczynek :) i
pogawędkę z budowlańcami o sensie biegu. Jaki sens? Meta i tamtejsze piwo :D.
Po kolejnych kilometrach ląduję na zielonym szlaku w Międzybrodziu. Hmmm,
ostatnio w majówkę wbiegałem tędy z Madzią na Żar :). Szkoda, że jej nie ma, by
urozmaiciła mi długie godziny samotnego biegu, albo chociaż zmotywowała mnie do
walki, a nie kolejnego spacerku tym razem na Kiczerę (no dobra parę pary coś
podbiegłem ;P )
Ostatnie kilometry biegu |
Na Kiczerze wracam na wspólny szlak z zawodnikami na 73km, a
na samym górze dowiaduję się, że jestem drugi. Lekko się niepokoiłem, gdyż nie
wiedziałem co się stało z moim rywalem. Mimo, że walczymy o miejsca, to górscy
ultrasi to przyjaciele :). Od pierwszej edycji uwielbiam tekst wolontariuszy z
Kiczery "Teraz już długi zbieg". Jasne ;). Zbieg okropnie trudny i od
Porąbki jeszcze dwie mocne wspinaczki, a zwłaszcza tą na Jaworzynę :). W drodze
z Porąbki do Targanic towarzyszyła mi dwójka biegaczy z krótszego dystansu.
Miałem motywację do biegu, a i czas lepiej mijał. Leciałem od punktu z colą do
kolejnego :D. A z Targanic to już rzut beretem. Ostatni spacer i później próba
zbiegu z walką o sub 13h.
Przekraczam ostatni strumyk i ląduję na mecie po 12h 58
minutach na drugiej pozycji. Nogi zmasakrowane, ale uradowany. Na mecie czekała na mnie kamizelka finishera-
cudo :D oraz piwo :D. Po krótkiej pogawędce z organizatorami, idę pod prysznic
i masaż. Ciężkość nóg schodzi, ten masaż przywrócił mnie do życia -super, profesjonaliści
:). Po masażu wracam do stolika do znajomych. Zjechało się sporo nightów.
Piękne wyniki przyjaciele :).
Dekoracja |
Po paru godzinach idę na dekorację, podczas której otrzymałem kolejny topór.
Tym razem dużo większy :D. Chwila triumfu i zbieram się z powrotem do Bielska
na kolejną imprezę :).
Z biegu jestem zadowolony. Uwielbiam tę imprezę. Pełno
punktów odżywczych, fajna trasa biegowa i świetna atmosfera na mecie :). Pewnie
jeszcze wrócę :). A jak ciało? O dziwo, spokojnie poszedłem do roboty. Nogi nie
były zjechane, jednakże w życiu nie może wszystko grać. Kostka spuchła, w nocy
przeciążyłem przednie więzadła stopy. Noga dopiero zaczęła wyglądać normalnie w
środę (po 4 dobach). Od czwartku powoli zacząłem truchtać, a już w weekend
odwiedziłem zabrzańskie hałdy z ukochaną i znajomymi.
Post zakończę cytatem, który kiedyś widziałem na facebooku.
Post zakończę cytatem, który kiedyś widziałem na facebooku.
"Przestań się zamartwiać tym, co może pójść nie tak, a zacznij się ekscytować tym, co może się udać"