sobota, 26 maja 2018


Toporna setka


W połowie maja postanowiłem rozpocząć swoją tegoroczną przygodę z górskim ultra, a dokładnie po raz trzeci zmierzyć się z trasą Beskidzkiego Topora. Tym razem spróbowałem nowej trasy - Toporna setka. Postanowiłem zebrać kolejne doświadczenie w  100km biegu górskim, a mianowicie miałem zamiar pokonać 104km z przewyższeniem 4450m. Hmm.. niby łagodniej niż na BUGT-cie, ale trudniej niż na krynickiej setce. Powiem krótko, gładko nie było.

Trasa :D
Przygodę rozpocząłem już w piątek. Wraz ze znajomymi (Darkiem i Justyną) ruszyliśmy do
Andrychowa. Wspólna podróż szybko minęła :). Tym razem nie miałem zamiaru zjawić się przed samym startem, gdyż w ogóle bym nie spał ;P. Rozsiedliśmy się na hali i zacząłem swój rytuał- płatki przed biegiem popijane mlekiem 😄. Po 22 wypadało by usnąć, budzik pokazuje ciut powyżej 2h snu, ekstra :). Ludzie dosyć rozemocjonowani, więc ciężko było zasnąć. Nagle budzik, ubieram się, kawka i czas pójść na start.

1 w nocy, ruszamy!!!😅
 Znane szlaki z poprzednich edycji wydawały się całkowicie inne. Otoczyły je ciemność i mgła. Ehh... ta mgła była okropna. Czasem widziałem nawet tylko około pół metra do przodu? I jak w takich warunkach zbiegać?  Ile to ja razy zbiegłem z trasy wprost w drzewa, bo nie widziałem nawet wydeptanej ścieżki przed sobą. Albo gdy nagle wleciałem do strumyka po kostki, bo nie widziałem mostku (mimo że tą trasę już znałem :P ) czy do wielkiej kałuży (dupnej kałuży :D ) na trasie do schroniska. Ojj... chyba wszystkie zwierzęta usłyszały moje niezadowolenie z mokrych butów. Tak czekał mnie cały dzień w mokrych butach :D.
 Dobre oznakowanie, szlaki, track na zegarku nic nie dawały, błąkałem się w ciemności oczekując zbawiennego wschodu. Zbieganie w nocy było kiepskie, prawa kostka trzykrotnie mi uciekła, ale o tym na końcu ;). Pierwszy etap pokonywałem w towarzystwie dwójki biegaczy. By Czarny Groń zdobyć na drugim miejscu. Ehh.. rywal mi uciekł i dogoniłem go dopiero po powrocie na Leskowiec. Podczas powrotu zacząłem czuć dwugłowce uda, przeciążenie z zeszłej jesieni, a dokładnie już oba. Szykowała się ostra walka w głowie :D.
Leskowiec, zaczynamy kryzys :P
Za Leskowcem szykowała się kolejna pętelka, a dokładnie pętla rychwałdzka. Bardzo przyjemny szlak do biegania :). Na tym odcinku znów prowadziłem, jednakże podczas powrotu na Potrójną poczułem jak uciekają mi siły. Wiem to już był 55-ty km, jednakże liczyłem że lekki podbieg asfaltowy nie będzie w tempie 5:40 min/km. Na Potrójną wbiegam w towarzystwie 2 biegaczy, którzy na krótkim odcinku na Kocierz wyrabiają nade mną trzy minutową przewagę . Z Kocierzy wybiegam pierwszy. Nie mam ochoty na zupkę (bym nie wstał już z ławeczki 😜 ), moim paliwem stają się czekolada, pomarańcze i cola 😃 . Z kubkiem coli na drogę ruszam dalej. Droga wije się powoli w dół do Międzybrodzia Żywieckiego. Za kolejnym punktem mam kolejny spacerek, świeżo budowana kamienna droga jest dla mnie za stroma. No cóż, czas na odpoczynek :) i pogawędkę z budowlańcami o sensie biegu. Jaki sens? Meta i tamtejsze piwo :D. Po kolejnych kilometrach ląduję na zielonym szlaku w Międzybrodziu. Hmmm, ostatnio w majówkę wbiegałem tędy z Madzią na Żar :). Szkoda, że jej nie ma, by urozmaiciła mi długie godziny samotnego biegu, albo chociaż zmotywowała mnie do walki, a nie kolejnego spacerku tym razem na Kiczerę (no dobra parę pary coś podbiegłem ;P )
Ostatnie kilometry biegu
Na Kiczerze wracam na wspólny szlak z zawodnikami na 73km, a na samym górze dowiaduję się, że jestem drugi. Lekko się niepokoiłem, gdyż nie wiedziałem co się stało z moim rywalem. Mimo, że walczymy o miejsca, to górscy ultrasi to przyjaciele :). Od pierwszej edycji uwielbiam tekst wolontariuszy z Kiczery "Teraz już długi zbieg". Jasne ;). Zbieg okropnie trudny i od Porąbki jeszcze dwie mocne wspinaczki, a zwłaszcza tą na Jaworzynę :). W drodze z Porąbki do Targanic towarzyszyła mi dwójka biegaczy z krótszego dystansu. Miałem motywację do biegu, a i czas lepiej mijał. Leciałem od punktu z colą do kolejnego :D. A z Targanic to już rzut beretem. Ostatni spacer i później próba zbiegu z walką o sub 13h.
Przekraczam ostatni strumyk i ląduję na mecie po 12h 58 minutach na drugiej pozycji. Nogi zmasakrowane, ale uradowany.  Na mecie czekała na mnie kamizelka finishera- cudo :D oraz piwo :D. Po krótkiej pogawędce z organizatorami, idę pod prysznic i masaż. Ciężkość nóg schodzi, ten masaż przywrócił mnie do życia -super, profesjonaliści :). Po masażu wracam do stolika do znajomych. Zjechało się sporo nightów. Piękne wyniki przyjaciele :).
Dekoracja
Po paru godzinach idę na dekorację, podczas której otrzymałem kolejny topór. Tym razem dużo większy :D. Chwila triumfu i zbieram się z powrotem do Bielska na kolejną imprezę :).
Z biegu jestem zadowolony. Uwielbiam tę imprezę. Pełno punktów odżywczych, fajna trasa biegowa i świetna atmosfera na mecie :). Pewnie jeszcze wrócę :). A jak ciało? O dziwo, spokojnie poszedłem do roboty. Nogi nie były zjechane, jednakże w życiu nie może wszystko grać. Kostka spuchła, w nocy przeciążyłem przednie więzadła stopy. Noga dopiero zaczęła wyglądać normalnie w środę (po 4 dobach). Od czwartku powoli zacząłem truchtać, a już w weekend odwiedziłem zabrzańskie hałdy z ukochaną i znajomymi.
Post zakończę cytatem, który kiedyś widziałem na facebooku.
"Przestań się zamartwiać tym, co może pójść nie tak, a zacznij się ekscytować tym, co może się udać"

Czas wracać do biegania, czeka Rzeźnik, już tylko 5 dni :).